Minęło już trochę czasu od zdobycia przez czwórkę olimpijskiego medalu, ale cofnijmy się może właśnie do tych chwil. Co czuła Pani bezpośrednio po minięciu linii mety?
Na pewno czułam duże zmęczenie, choć oczywiście także szczęście. Dzięki niemu te zmęczenie mogło zejść na drugi plan. To był wyścig życia. Z tych, która do tej pory miałam, na pewno najbardziej męczący. Szczęście było jednak tak ogromne, że pewnie nie odczuwało się tego wysiłku tak bardzo, jak powinno.
Od początku narzuciły Panie bardzo wysokie tempo. Jeszcze 500 metrów przed końcem wyraźnie Panie prowadziły. Był pewien niedosyt, poczucie, że mogło być lepiej czy raczej od początku wiedziały Panie, że w końcówce będzie bardzo ciężko odpowiedzieć na atak Niemek i Holenderek?
Zdecydowanie wiedziałyśmy jak zachowają się Holenderki. Niemki nas zaskoczyły, bo zazwyczaj nie miały mocnego finiszu i stosowały taktykę podobną do nas, czyli wyjście od początku i jechanie swoim równym tempem. Wiadomo było, że Holenderki mają mocny finisz. Starałyśmy się uciec im jak najdalej się da. Zapłaciliśmy za to w końcówce, ale taki był plan. W ogóle nie chcę myśleć o tym, że mogło być złoto czy srebro, bo przestaniemy się cieszyć, a mamy powody, by to robić. Zdobyliśmy medal na IO, a w naszej osadzie nie mamy krążka z MŚ. Jesteśmy bardzo zadowolone z tego brązu.
Wyścig finałowy trwał niespełna siedem minut. Da się w ogóle zmierzyć ile czasu i wysiłku trzeba było włożyć w to, żeby w ogóle w nim wystąpić, a potem stanąć na podium?
Ten wyścig był trudny, bo był pod wiatr. W zeszłym roku bałyśmy się takich warunków, bo trochę różnimy się fizycznie od innych osad. Na przykład na ergometrze nasze czasy są dużo słabsze od Holenderek. Wymagało to dużego wysiłku. Warunki były ciężkie, ale byłyśmy tak szczęśliwe na mecie, że nie czuło się tego aż tak bardzo.
Ile czasu przygotowuje się do IO? To czas mierzony miesiącami, latami?
Myślę, że trener miał plan zbudowania czwórki na medal już od Londynu. My w tym składzie przygotowywałyśmy się drugi sezon. W zeszłym zaczęłyśmy nieźle pływać. Zrobiłyśmy kwalifikacje z czwartego miejsca. Trener nam zaufał, a my cały czas w tym samym składzie starałyśmy się poprawiać.
W wioślarstwie nie ma ważniejszej imprezy niż IO. Medalu olimpijskiego nie można chyba porównać z innymi sukcesami, choćby medalami ME?
Zdecydowanie nie można. To najważniejszy medal jaki można zdobyć, co może nas tylko jeszcze bardziej cieszyć.
Wioślarstwo to raczej dyscyplina niszowa, o której w Polsce robi się głośniej raz na cztery lata. Zauważyła Pani już wzrost swojej popularności w kraju?
Niestety – dokładnie tak jest, jak Pan mówi. Podczas IO popularność rośnie, ludzie zaczynają się interesować. Jakby nie patrzeć wioślarstwo zawsze daje nam olimpijskie medale i jest to wspaniałe. Bardzo bym chciała wszystkich zachęcić do zainteresowania dyscypliną na co dzień, a nie tylko teraz gdy jest na nią boom po zdobyciu medali. Niestety realnie są inne. Wiadomo, że nie będziemy konkurować z piłką nożną. To inna medialność i pieniądze. Mimo tego że jest to raz na cztery lata, to te pięć minut jest bardzo przyjemne. Ludzie składają gratulacje, zaczynają się interesować i powoli zaczynają odróżniać kajaki od wioseł.
Kibice czekali na lotnisku?
Tak, czekali. To też było wspaniałe uczucie. Nie spodziewałyśmy się z dziewczynami takiego przywitania. Oczywiście kibice Moniki, wielką grupą, nie zawiedli i zagłuszyli całe lotnisko. Pojawili się wszyscy nasi najbliżsi, więc było to bardzo miłe powitanie.
Skąd w ogóle wziął się pomysł na wioślarstwo, a nie inną dyscyplinę sportu?
Po pierwsze, można powiedzieć, że jest to tradycja rodzinna. Moi rodzice też trenowali, ale ze względów osobistych musieli skończyć. Po drugie, kiedyś starowałem w biegach dzielnicowych w Warszawie. Całkiem nieźle mi szło. Trener, który to oglądał, był z gimnazjum z klasami sportowymi. Zaprosił mnie do takiej klasy. Miałam do wyboru dwie: żeglarską lub wioślarską. Nie ukrywam, że na początku chciałam zrobić na złość rodzicom, bo oni koniecznie chcieli, abym poszła do wioślarskiej, a ja byłam gotowa wybrać żeglarską. Na szczęście uparli się i wysłali mnie do wioślarskiej. Teraz mogę być tylko zadowolona z tego, że wybór rodziców był lepszy.
W czwartek tytuł młodzieżowych mistrzyń świata w czwórce obroniły Wieliczko, Michałkiewicz, Zillmann i Lemańczyk. To kolejny wielki sukces polskich wioślarek. Może warto w Polsce postawić właśnie na tę dyscyplinę sportu i za parę lat świętować zdobycie jeszcze większej liczby medali?
Tak, myślę, że warto. W tym roku odnosimy naprawdę ogromne sukcesy. Srebrny medal na MMŚ zdobył przecież także Natan Węgrzycki-Szymczyk, a w Rio wygrał finał B. Są nawet takie plany, aby postawić na te wiodące dyscypliny i je bardziej wesprzeć, no ale zobaczymy jak to będzie.
W wioślarstwie w Rio zdobyliśmy jeszcze złoty medal. Co ciekawe, udało się to także paniom. Spośród 11 krążków 8 jest zasługą kobiet. Wygląda na to, że to wy teraz rządzicie w polskim sporcie.
Czy rządzimy? No można tak powiedzieć. W przypadku wioślarzy w Rio wszyscy świetnie się spisali. Nie zapominajmy też o dwójce wagi lekkiej chłopaków, którzy byli szóści w finale. Nikt z nas nie zawiódł. Każdy stanął na wysokości zadania. Medale znów są kobiet, fajnie, ale to nie znaczy, że powinniśmy zapominać o dobrych wynikach innych osad, bo moim zdaniem wszyscy zaprezentowali się wspaniale.
Jak oceniłaby Pani warunki, w których na co dzień trenują polscy wioślarze?
Jeżeli chodzi o przygotowanie centralne, to tu w gruncie rzeczy nie mamy na co narzekać. Przygotowujemy się w Centralnych Ośrodkach Sportu w Wałczu i Zakopanem. Organizowane są także zgrupowania zagraniczne, zwłaszcza przed IO, praktycznie każde było poza Polską, w Livingo czy Sierra Nevada. Mieliśmy naprawdę dobre warunki.
Jeżeli chodzi o przygotowanie klubowe, podczas okresu roztrenowania, to ja niestety muszę powiedzieć, że ja mam bardzo słabe warunki. Nasz klub (AZS AWF Warszawa) ma do dyspozycji piwnicę na warszawskim AWF-ie. Warunki są tam niestety bardzo kiepskie. Do takich warunków znacznie trudniej zachęcić młodzież do trenowania i tego, aby to oni po nas robili dobre wyniki. Niestety takie są realia i obawiam się, że nic się na to nie poradzi. Na pewno w klubie mogłoby być lepiej.
Trening sportowy zaczyna mnóstwo osób, ale na podium dostają się nieliczni. Co powiedziałaby Pani młodym osobom, które zaczynają przygodę z wioślarstwem lub inną dyscypliną? Dlaczego warto to robić?
Bo uczucie, gdy stoi się na tym podium jest po prostu wspaniałe. Zapomina się o trudach, porażkach, o tym wszystkim. Ten moment jest krótki, ale jest tak cudowny, że jest wart tego wszystkiego. Co mogę powiedzieć młodym osobom? Każdy kto zaczyna przygodę ze sportem powinien być cierpliwy. Jeżeli kocha to co robi, jeżeli będzie czekał i mocno pracował, to w końcu nadejdzie jego moment. Wiem to z własnego doświadczenia – trzeba być cierpliwym, a wtedy na pewno wszystko będzie po naszej myśli.
Są jakieś szczególne cechy, które powinien posiadać przyszły wioślarz?
Trzeba mieć wielką determinację i ciągle mieć jakiś cel przed oczami, dążyć do niego. Pamiętać o nim na każdym treningu, gdy ma się chwilę zwątpienia, by wiedzieć, po co to się właściwie robi.
Po IO przyszedł chyba czas na odpoczynek, a potem kolejne cztery lata treningów i start w Tokio?
Teraz najbardziej myślę właśnie o odpoczynku. W zeszłym roku nie miałam na to czasu, bo broniłam tytułu magistra, więc teraz robię sobie podwójne wakacje. Od stycznia ruszamy ze zgrupowaniami. Nie mam zamiaru żadnego opuszczać. Czas pokaże co będzie za cztery lata. Mam nadzieję, że tak jak dziewczyny w Londynie w dwójce miały brąz, a teraz w Rio złoto, tak samo będzie po naszej stronie. Teraz możemy jedynie obiecać, że będziemy ciężko pracować.