W artykule Tadeusza Kądzieli i Radosława Leniarskiego czytamy:
„Test przeprowadzono podczas mistrzostw świata juniorów, które w lipcu odbyły się w Bydgoszczy. Badanie próbki A wykazało obecność jednego z zakazanych stymulantów. Mógł się on znaleźć w organizmie zawodnika, jeśli dozwolona odżywka, którą stosował była zanieczyszczona. (…)
Nie udało nam się ustalić, jaką dokładnie substancję wykryto u 19-letniego kulomiota, ale chodzi o jeden ze stymulantów. Maksymalna kara w takim przypadku to dwa lata dyskwalifikacji. To wykroczenie mniejszego kalibru niż nandrolon, za którego stosowanie cztery lata dyskwalifikacji grożą przyłapanym w czasie igrzysk sztangistom Tomaszowi i Adrianowi Zielińskim.”
Informacje bardzo szybko zdementował sam zainteresowany. Bukowiecki poprzez swój profil facebook`owy wydał oświadczenie w którym odniósł się do całej sytuacji. Oto jego treść (pisownia oryginalna).
„W związku z informacjami, które pojawiły się dziś w mediach, stanowczo zaprzeczam, jakobym kiedykolwiek przyjmował jakiekolwiek substancje zabronione.
Wychowałem się w duchu sportowej rywalizacji i byłoby dla mnie hańbą i zaprzeczeniem wszystkiego w co wierzę, gdybym, jako sportowiec, wspomagał się w jakikolwiek niedozwolony sposób.
W ostatnich dwóch latach byłem kilkadziesiąt razy badany pod kątem stosowania substancji zakazanych, stale monitorowany przez światowy system ADAMS i te reguły są dla mnie dniem powszednim.
Oczywiście skorzystam z możliwości powtórnego zbadania kwestionowanej próbki. Zrobię wszystko, żeby całkowicie wyjaśnić całą sytuację i oczyścić swoje dobre imię. Powtarzam, nigdy nie przyjmowałem jakichkolwiek substancji zabronionych i jestem gotów udowadniać to w każdy możliwy sposób, choćby pod wykrywaczem kłamstw.
Zdaje sobie sprawę, że w świetle ostatnich doniesień dotyczących dopingu wśród sportowców moje tłumaczenia mogą brzmieć mało wiarygodnie, ale w sytuacji, w której jestem niewinny, to jedyne, co mogę dziś powiedzieć. Jestem przekonany, że w moim przypadku finał będzie inny.”
Do sprawy wrócimy.