Fot. RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL
Fot. RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL
Czarne lato statystyków
Tego lata najgorzej będą mieli statystycy redagujący tabele wyników i medali igrzysk olimpijskich. Zawodowcy, zatrudnieni przez MKOl już dowiedzieli się, że najbliższe urlopy dopiero w listopadzie. Trochę lepiej mają ci, którzy zajmują się tym społecznie lub hobbystycznie na Wikipedii. Najwyżej cisną tę robotę w diabły i zajmą się czymś bardziej przewidywalnym, dajmy na to hasłem „Życie społeczne ameby” lub „Statystyka wyboru miejsca cięcia masy drzewnej w Borach Tucholskich”. Wszystko przez wielki tuman kurzu wywołany przez radykalne decyzje World Anti-Doping Agency. Kiedy opadnie, wielki kawał sportowej przestrzeni będzie wyglądał zupełnie inaczej.
Albert Duzinkiewicz
20 czerwca, 2016 18:09
W kategoriach: Aktualności Publicystyka

Postawmy sprawę jasno: WADA poszła na wojnę. Kolejne komunikaty i decyzje są zapowiedzią następnych, coraz bardziej radykalnych. Sprawa przypomina klasyczną aferę Watergate: oto dziennikarze niemieckiej ARD w grudniu 2014 roku przedstawili materiał oparty na rewelacjach dwojga informatorów, Witalija Stiepanowa, byłego pracownika Rosyjskiej Agencji Antydopingowej, i jego żony Julii, biegaczki na 800 metrów, z których wynikało, że laboratorium RUSADA jest w istocie centrum wspomagającym rosyjskich sportowców niedozwolonymi środkami, jak się wydaje, na skalę nieznaną od czasów słynnej hodowli enerdowskich brojlerów.

Mleko się rozlało, WADA znalazła się na rozdrożu. Albo dostojnie przymknie jedno oko, a drugie utkwi na horyzoncie, podobnie jak bezradny mutant międzynarodowy zwany ONZ, albo pójdzie tropem zeznań małżeństwa Stiepanowów. Co oczywiście musi spowodować konsternację w wielkiej sportowej rodzinie. Zwłaszcza zaś w rodzinie olimpijskiej, która jest ucieleśnieniem nieśmiertelnej idei, itp., itd.

Do tej pory obserwowaliśmy tzw. fazę taktyczną. WADA obejrzała film ARD, WADA zamknęła rosyjskie laboratorium, WADA cofnęła akredytację rosyjskiej agencji, WADA zbadała próbki Rosjan z Pekinu i Londynu, WADA ogłosiła, że dysponuje listą trzydziestu, czyli wie, ale nie powie. To znaczy powie nie ona. W tej sytuacji rozpoczęły się poszukiwania pierwszego chętnego do podjęcia decyzji.

Dwóch się znalazło. MKOl anulował dopingowe medale z Londynu, IAAF wykluczył reprezentację Rosji z igrzysk. Smrodu jest co niemiara. Powiedzieć, że doping wypacza olimpijską rywalizację, to nic nie powiedzieć. Do pierwszej dziesiątki najbardziej elektryzujących olimpijskich wydarzeń puka właśnie finał biegu kobiet na 1500 metrów w Londynie. Spośród trzynastu uczestniczek tego biegu pięć zostało zdyskwalifikowanych lub zawieszonych za doping. Rok temu zwyciężczyni, Turczynka Asli Cakir Apletkin, dostała dziesięcioletni zakaz startów. Jej rodaczka, druga na mecie Gamze Bulut, w marcu została zawieszona jako podejrzana o doping krwi. Na fali badań rosyjskich próbek w kręgu podejrzanych o doping znalazły się Białorusinka Natalia Karejwa i Rosjanka Jekaterina Kostecka. Jest też „ofiara” meldonium, Etiopka Abeba Aregawi. Jeśli dodamy do tego czwartą na mecie Tatianę Tomaszową z Rosji, której podczas olimpiady w Pekinie udowodniono fałszowanie próbek moczu, czeka nas redagowanie nowej tabeli medalowej.

Tu także kolejna niewiadoma, bowiem MKOl nie zawsze automatycznie przesuwa kolejnych zawodników na wyższe miejsca. Marion Jones po udowodnieniu dopingu odebrano medale, ale nie przyznano ich następnym w zawodach. Za to 17 czerwca w Melbourne odbyła się ceremonia dekoracji australijskiego chodziarza Jareda Tallenta złotym medalem olimpijskim po dyskwalifikacji rosyjskiego chodziarza Siergieja Kirdjapkina, po 1405 dniach od olimpijskiego finału. Wiadomo już, że w Londynie na dopingu startował zwycięzca w podnoszeniu ciężarów do 94 kg, Kazach Ilia Ilin. Z ceremonią wręczenia złotego medalu jeszcze się wstrzymano i można w tym zauważyć pewną logikę, bo drugie miejsce zajął wówczas Rosjanin Aleksandr Iwanow.

Rosyjski kontekst afery dopingowej ma zresztą podwójne oblicze. Pewnie byłoby prościej, gdyby udało się rozwiązać problem dopingu przez wykoszenie złych Rosjan. Tymczasem Marion Jones, Justin Gatlin, Asli Alpetkin to nie są rosyjskie nazwiska. Tajemnicą poliszynela jest kolejny odcinek dopingowy pt. „Chiny”. Ale to Rosja zamieniła swoją agencję antydopingową w centrum dopingu, co przy okazji jest bardzo oszczędnym rozwiązaniem. W wojnie hybrydowej Putina sport zdaje się odgrywać jedną z najważniejszych ról, choć jeszcze nie do końca wiemy, co może łączyć wybudowanie lodowiska na Gwatemali, doping na masową skalę i inspirowanie zamieszek kiboli na Euro we Francji. No i chyba nie dla rozrywki Stiepanowowie ukrywają się w USA.

Co ze sportowcami, którzy walczą czysto? Szymon Kołecki, który czeka na wyniki badań Ilina z Pekinu, gdzie przegrał z nim walkę o złoto, mówi, że ten medal byłby spełnieniem jego sportowych marzeń. Ale już Marcin Dołęga, który brąz w Pekinie przegrał o 0,07 g różnicy masy ciała, widzi wielką różnicę między medalem zdobytym na bieżąco a takim przywiezionym w teczce. Podobnie jak Shannon Rowbury, szósta w pamiętnym biegu na 1500 m w Londynie, która skomentowała przetasowania w tabeli w taki sposób: „Przyszłam do tego sportu kompletnie naiwna. Wolałabym z niego odejść, niż oszukiwać. Oczekiwałam tego samego od każdej innej zawodniczki. Za każdym razem, gdy słyszę o kolejnej zawodniczce na dopingu, robi mi się niedobrze.”

Idąc tym tropem, czeka nas wszystkich chroniczna obstrukcja i niestrawność. Najlepiej byłoby, gdyby do ceremonii otwarcia igrzysk w 2016 roku wszystkie próbki (a jest ich 12 tysięcy) zostały przebadane, decyzje podjęte, medale odebrane i przyznane na nowo, może właśnie na stadionie w Rio. A statystycy zdążyliby jeszcze z urlopem. Przydałoby się nowe otwarcie i jasny sygnał, że sens może mieć tylko czysty sport. No, ale WADA pewnie ogłosi, że kolejnych trzydziestu medalistów w kolejnych trzech dyscyplinach…