Wyścig szosowy ze startu wspólnego przed nami. Gdy patrzymy na tę trasę, to od razu przychodzi nam na myśl, że Polacy powinni liczyć się w olimpijskiej stawce. Jak Pan na to patrzy?
Wierzę, że będzie to dobry wyścig w wykonaniu naszych reprezentantów. Wyścig olimpijski jest inny niż wszystkie. To nie jest klasyk znany z kalendarza zawodowców ani też nie przypomina etapu w wielkim tourze. Składy są bowiem mocno okrojone – pięcio-, cztero- i trzyosobowe. Nie ma więc mowy o pełnej kontroli wyścigu, więc może zdarzyć się wszystko. Trudno mi powiedzieć, co się stanie. Hiszpanie, Włosi i Kolumbijczycy mają bardzo mocne – pięcioosobowe drużyny. Szczególnie ten ostatni team złożony jest z samych liderów. Mamy w swoim składzie nieobliczalnego Michała Kwiatkowskiego, którego mam nadzieję, że „puści”. Może forma przyjdzie na ten olimpijski wyścig właśnie? Rafał Majka cały czas będzie trzymał się z najlepszymi i czekał na ostatnią czy przedostatnią rundę. Michał mam nadzieję, że będzie aktywny w pierwszej części wyścigu, w ucieczkach, które pewnie będą się formowały. Liczę na taki scenariusz – „Kwiato” w akcji wcześniej, a Rafał Majka wyczekujący do końca na swoją szansę.
Michał Gołaś otwarcie mówi, że kolarze będą mieli w Rio najtrudniej ze wszystkich sportowców. Trasa liczy 240 kilometrów i jest mordercza. Czeka ich ogromny – sześciogodzinny wysiłek – na trasie przez wielu określanych jako najtrudniejsza w historii.
Kolarstwo jest taką dyscypliną, że zawsze trzeba być przygotowanym na wielki wysiłek. Taka specyfika. A trasa? Rzeczywiście chyba jedna z najtrudniejszych w historii. W Londynie nie była taka trudna. Teraz profil jest typowo pod „górali”. Michał Gołaś i Maciej Bodnar na pewno pomogą kolegom, chociaż Michał sam jest takim zawodnikiem, że też może zabrać się w dobrą ucieczkę.
Ten profil wskazuje, że losy wyścigu rozstrzygną się z finiszu z dużej grupy czy raczej małej – dziesięcio- czy piętnastoosobowej?
Walka o medale będzie z małej grupy. Dziesięcioosobowej maksymalnie. Może będą też odjazdy dwójek czy trójek. Selekcja będzie ogromna. Możliwe, że ktoś się oderwie od reszty nie na ostatnim podjeździe, ale na zjeździe. Taki scenariusz też jest realny. Ale tak jak mówiłem wcześniej – to wyścig specyficzny, bardzo nieprzewidywalny.
Kolarstwo to sport indywidualny. W dużych tourach jasne jest jednak, że cała grupa jedzie na lidera. A jak to jest na IO? Przecież każdy ma swoje ambicje i cele. Sztab zadecyduje o taktyce i hierarchii w zespole przed startem?
Będzie to jazda drużynowa. To igrzyska – jedzie czterech Polaków, ale będą sobie wzajemnie pomagać, a lider w trakcie wyścigu się wykreuje. Jeżeli medal zostanie wywalczony, to będzie wspólna radość. Każde państwo musi tak do tego podejść. Trochę szkoda, że gdy jest sukces, to zapomina się o tych, którzy pomagali. Tour de France wygrał Chris Froome, ale to o nim będzie się pamiętało przez lata, a o jego pomocnikach nie. W innych dyscyplinach zespołowych pamięta się, że to zespół wygrał. Wtedy bardzo często nie pamięta się poszczególnych zawodników (śmiech). Coś za coś.
Igrzyska dla nas, to nie tylko wyścig mężczyzn ze startu wspólnego na szosie. Wiele osób mówi, że wcale nie mniejsze szanse na krążek ma Katarzyna Niewiadoma w rywalizacji pań.
Ja bym powiedział, że nie tyle, że nie mniejsze, ale większe. Ona jest zdecydowanie jedną z faworytem do stanięcia na podium. Będziemy trzymać kciuki za medal, bo jest bardzo realny. Trasa jest trudna, górska, a Kasia takie lubi i jest w dobrej formie. Eksperci częściej ją wymienią w gronie faworytek niż naszych kolarzy.
Wysyłamy też mocną ekipę w kolarstwie torowym. Tor w Pruszkowie zrobił swoje. Może teraz będą żniwa w tej konkurencji?
Mamy piękny obiekt – zdecydowanie. Ale kiedyś też Polacy stawali na podium najważniejszych imprez na torze. Potem mówiono, że gdy będzie to, to tych krążków będzie więcej. I nasi zawodnicy zdobywają medale na mistrzostwach Europy i innych imprezach. Kibicujmy też na IO naszym torowcom.
Leszek Szyszkowski, legenda trenerska z Torunia, mówi, że medal w jakiejkolwiek specjalności w kolarstwie na IO spowodowałby jeszcze większy boom na tę dyscyplinę w naszym kraju. Michał Kwiatkowski zdobył mistrzostwo świata, ale sukces w Brazylii byłby bardziej spektakularny, medialny. Zgodzi się Pan z taką oceną?
Na pewno. Medal olimpijski byłby bardziej widoczny niż mistrzostw świata. Ci co nie interesują się kolarstwem na co dzień nie musieli usłyszeć o złotym medalu Michała. IO to taka impreza, że wszyscy się tym interesują, liczą medale, patrzą w tabele. Wiele osób by zauważyło, że w kolarstwie też mamy wybitnych sportowców, ale także sukces przyciągnąłby sponsorów. Na to liczę.
Gdy słyszy Pan hasło „igrzyska olimpijskie”, to co jest pierwszym obrazem w Pana głowie?
Wioska olimpijska – zdecydowanie. IO dają możliwość obcowania ze sportowcami z innych dyscyplin. Gdy pojechałem do Barcelony, to miałem 20 lat. Kiedy w wiosce spotkałem wiele światowych nazwisk, to robiło to sporo wrażenie. Kolarze nawzajem się znają, ale inaczej jest z gwiazdami innych sportów. Można też lepiej poznać reprezentację Polski. Apele reprezentacyjne odbywające się codziennie rano w Atlancie też pamiętam. Oglądaliśmy też sporo startów innych zawodników – wspólnie kibicując i zaciskając kciuki. Gdy wraca do wioski medalista – to jest to niesamowite przeżycie. A sam wyścig? Podobny do innych (śmiech).
Jest Pan kibicem innych dyscyplin?
Nie pasjonatem. Głównie siedzę w kolarstwie. Ale oczywiście będę śledził występy innych sportowców i trzymał kciuki za biało-czerwonych. Nie podejmuje się typowania szans medalowych i oceny naszych startów w innych dyscyplinach. Są lepsi specjaliści ode mnie Ale wierzę, że jako kadra zaprezentujemy się bardzo dobrze, bo mamy swoich faworytów.