W 1972 roku na IO w Monachium pojechały trzy polskie łuczniczki oraz jeden łucznik. Do historii przeszła Irena Szydłowska – pierwsza i jak dotąd jedyna polska srebrna medalistka w tej dyscyplinie. Niewiele brakowało, aby zawodniczka w ogóle nie wyjechała na zawody. Dwukrotna mistrzyni świata rok wcześniej poddała się operacji łokcia. Po niej miała problem z powrotem do optymalnej formy. Brak treningów spowodował, że w poprzedzających igrzyska mistrzostwach Polski zajęła zaledwie 5. miejsce. Ówczesny trener kadry – Tadeusz Purzycki – nie pomylił się zabierając ją do Niemiec.
Bój o złoto olimpijskie Szydłowska stoczyła 10 września. W zawodach startowało 40 zawodniczek. Strzelały z 70, 60, 50 i 30 metrów. Polka zdobyła 2407 punktów, 17 mniej od Amerykanki Doreen Wilber. Dodatkowego smaku medalowi dodawał fakt, że wyprzedziła dwie radzieckie zawodniczki. Tego samego dnia ze zwycięstwa w całym turnieju cieszyli się polscy piłkarze oraz bokser Jan Szczepański.
W 1988 roku w Seulu po raz pierwszy na igrzyskach rozegrano drużynowe zawody w łucznictwie. Osiem lat później w Atlancie świętowaliśmy kolejny sukces polskiego łucznictwa. Znów w kadrze znalazły się trzy łuczniczki i jeden łucznik. Tym razem bohaterkami były wszystkie panie – Joanna Nowicka, Iwona Dzięcioł oraz Katarzyna Klata. Gdy Szydłowska zdobywała srebrny medal, pierwsza z nich miała 6 lat. Pozostałych nie było jeszcze na świecie. Polki w drodze po medal pokonały Rosjanki i Ukrainki. Zatrzymały się dopiero w półfinale. Z Koreą Południową przegrały 237:245. Nic dziwnego, bo Koreanki zdobyły do tej pory wszystkie złote medale w olimpijskich zawodach drużynowych kobiet. W bezpośrednim starciu z Turcją o brązowy krążek Nowicka, Dzięcioł i Klata wygrały 244:239.
Dwa dotychczasowe medale łuczniczek dzieliły 24 lata. Może to dobry znak przed IO w Tokio, które odbędą się już za 4 lata. Kibice nie mieliby jednak nic przeciwko, gdyby w Rio przełamać ten schemat.