Rodzice Michała Kwiatkowskiego śledzą jego występy przed telewizorem. Gdy tylko ściga się w Polsce, zawsze starają się towarzyszyć mu na trasie. Pierwszy przygodę z kolarstwem rozpoczął jednak jego brat.
– Przy szkole podstawowej, do której chodziliśmy, zaczął działać UKS – mówi Radosław Kwiatkowski, starszy brat Michała. – Zacząłem w nim trenować i jeździć na pierwsze wyścigi. Rok później było nas w drużynie dwóch.
Wszystko zaczęło się od szkolnego wyścigu naborowego. Radek dobrze się w nim zaprezentował i trafił do sekcji. Młodszy z braci nie mógł w nim jeszcze startować, bo miał 9 lat. Szybko połknął jednak kolarskiego bakcyla.
– Zawsze staraliśmy się dbać o aktywność fizyczną naszych dzieci – mówi Wojciech Kwiatkowski, ojciec najlepszego obecnie polskiego kolarza. – Dużo graliśmy, gdy chłopcy byli mali, w piłkę nożną. Blisko mamy do jeziora, więc latem jeździliśmy nad nie często. Zamontowałem też, jak umiałem, tablicę na ścianie nieopodal domu. Wiele pojedynków koszykarskich się tam odbyło.
Działyń jest małą miejscowością nieopodal Golubia-Dobrzynia. Kwiatkowscy prowadzili tam gospodarstwo rolne. Zawsze jednak znaleźli czas, żeby zawieźć chłopaków na wyścigi.
– W miarę możliwości finansowych ulepszaliśmy sprzęt, który klub wypożyczał swoim zawodnikom – mówi Wojciech Kwiatkowski. – Dzieci nie musieliśmy gonić do aktywności. Radka i Michała wszędzie było pełno. Córki zresztą są podobne.
Michał Kwiatkowski ma trójkę rodzeństwa. Brat jest starszy, siostry młodsze. Ale więzi rodzinne u Kwiatkowskich są mocne. Michał w rodzinnym domu najlepiej ładuje akumulatory.
– Starsza z sióstr ma talent kulinarny – zdradza Radosław Kwiatkowski. – Nic dziwnego, bo mama również świetnie gotuje. Maja (dziesięciolatka) uczy się tańczyć. Wszędzie jej pełno. To żywe sreberko, jak każde z rodzeństwa.
Kolarz zawodowy większą część roku spędza w rozjazdach. Jesienią może przyjeżdżać do rodzinnego domu częściej. Wtedy wsiadają razem z Mają na rowery i jeżdżą po okolicy. Nie na wyścigi.
W kategoriach juniorskich Michał Kwiatkowski wygrał w Polsce wszystko. Zdobył również mistrzostwo świata juniorów w indywidualnej jeździe na czas. Jego brat również ścigał się przez dwanaście lat. Był brązowym medalistą górskich mistrzostw Polski w kategorii orlik (U-23). Razem z młodszym o trzy lata Michałem jeździli w Pacificu, potem rywalizował także w Hiszpanii i we Włoszech. Teraz pracuje w Veloart w Warszawie, miejscu będącym kwintesencją całościowej obsługi kolarstwa, czyniącym z niego coś z pogranicza sportu i sztuki.
Znacznie większą wiedzę o wyścigach ma już także Maja Kwiatkowska, siostra kolarzy. Śledzi poczynania starszego brata w każdym wyścigu.
– Młodsza córka zadaje już fachowe pytania związane z tą dyscypliną – mówi Wojciech Kwiatkowski. – Tęsknimy wszyscy za Michałem, ale od czasów gimnazjum musiał mieszkać w internacie, więc zdążyliśmy się przyzwyczaić. Na szczęście poukładaliśmy naszym dzieciom dobrze w głowach, więc nigdy nie musieliśmy się o nie szczególnie martwić.
W 2013 roku Michał Kwiatkowski został mistrzem Polski w wyścigu ze startu wspólnego. Zdobył też mistrzostwo świata w jeździe drużynowej na czas. Doskonale spisał się podczas „Wielkiej Pętli” zajmując 11 .miejsce w klasyfikacji generalnej. Potem przyszedł przełomowy rok 2014 i kilka zwycięstw w kolarskich klasykach, miejsce na podium na jednym z etapów „Wielkiej Pętli” i w końcu złoto przywiezione z mistrzostw świata.
– Trenowałem wielu zawodników, ale pierwszy raz spotkałem człowieka, który urodził się kolarzem – mówi Wiesław Młodziankiewicz, pierwszy trener Michała Kwiatkowskiego. – Zjadłem zęby na tej dyscyplinie i od początku wiedziałem, że mam do czynienia z niezwykłym talentem. Wszystko układało mu się samo, a do tego jest pracowity i poukładany. Pomimo sukcesów woda sodowa nie uderzyła mu do głowy.
Te słowa jego pierwszy trener wypowiedział dwa lata temu. Ale nadal są aktualne. Wszyscy, którzy byli na tegorocznym Velo w Toruniu wiedzą, jak sympatyczną osobą jest Michał Kwiatkowski. Młodzież dzięki niemu i jego sukcesom stawia pierwsze kroki w kolarskiej akademii Copernicus. To mistrz świata ją założył i firmuje swoim nazwiskiem.
Czy w Rio zostanie mistrzem olimpijskim? Wielu ekspertów twierdzi, że trasa jest skrojona specjalnie dla niego.
– Ma na niej bez wątpienia szanse – mówi Leszek Szyszkowski, legendarny trener z toruńskiego Pacyficu. – Nie pompujmy jednak balonika. Jego sukcesy oraz znakomite występy Rafała Majki ciągną całą dyscyplinę i to jest sukces niekwestionowany i niezaprzeczalny.
A już po zakończeniu olimpijskiego sezonu „Kwiato” znów wróci do Działynia. Z chęcią wsiądzie na rower i w nieco spokojniejszym tempie przemierzy stare ścieżki. I wszystkim pokiwa głową i machnie ręką, bo jest bohaterem namacalnym i uchwytnym, a nie celebrytą z pierwszych stron gazet.
Ojciec Michała zawsze z wielką dumną opowiada o synu. Podczas ostatniej rozmowy umówiliśmy się na wywiad po sukcesie w Rio. Redakcja 5kółek.pl głęboko w niego wierzy i zaciska kciuki. Bo znamy rodzinę Kwiatkowskich i to bardzo sympatyczni, normalni, życzliwi i przyjacielscy ludzie. A sukces takich osób w sporcie zawodowym cieszy szczególnie.