Oby więcej takich zawodów. W niedzielę 4 września spotkały się w Toruniu pokolenia lekkoatletów. Impreza o otwartej formule, dostępna nawet dla kompletnych amatorów, to toruńska specjalność. Wszystko za sprawą działaczy Polskiego Związku Weteranów Lekkiej Atletyki, który ma siedzibę właśnie na toruńskim stadionie lekkoatletycznym.
– Trzeba szczerze przyznać, że podobne imprezy ciągle rzadko są organizowane w kraju, dopiero zaczyna się sięgać po tę formułę – mówi Wacław Krankowski, prezes PZWLA. – W Toruniu ćwiczymy to skutecznie i staramy się zaszczepić taki model w całym kraju. I coraz więcej sekcji okręgowych związków zezwala weteranom na starty razem z wyczynowcami, a także na bezpłatne trenowanie na ich obiektach. To dzieje się dosłownie od kilku lat.
Wcześniej sport weterański w Polsce był na absolutnym poboczu. Dopiero od 2012 roku PZWLA należy do Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, choć na świecie istnienie jednego związku zrzeszającego dzieci, młodzież, seniorów i weteranów to norma.
– Przedtem, choć odnosiliśmy wiele sukcesów na arenach międzynarodowych, byliśmy traktowani jak stowarzyszenie organizujące życie sportowe ludziom po 35 roku życia. A to nie jest rekreacyjka, jak się niektórym wydaje, tylko w wielu wypadkach ciężka harówa treningowa pięć razy w tygodniu. Rekordy życiowe można bić do późnej starości, a w wielu wypadkach dopiero na emeryturze przychodzi najlepsza forma i najlepsze wyniki – tłumaczy prezes, który podczas memoriału startował w rzucie dyskiem. Udział w imprezie potraktował jak kolejny sprawdzian przed zbliżającymi się tegorocznymi Mistrzostwami Świata Weteranów LA w Perth w Australii, na które wybiera się wraz z silną polską ekipą.
Weterani naprawdę mogą zadziwić. I nie chodzi tylko o 106-letniego Stanisława Kowalskiego, najstarszego sprintera globu. Organizatorzy bardzo udanej imprezy w Toruniu zapewniają, że przy zastosowaniu tabel opracowanych przez amerykańskich naukowców, a uwzględniających naturalne zużycie organizmu, udowodnić można, że wyniki chociażby 65-letniego sprintera Wojciecha Seidela są lepsze od tegorocznego olimpijczyka Karola Zalewskiego, także biorącego udział w toruńskiej imprezie.
To on, obok skoczka wzwyż Wojciecha Theinera, także uczestnika igrzysk w Rio, przyciągał największą uwagę widowni.
– Chodzi nam o popularyzowanie rodzinnego modelu sportu – dodaje Wacław Krankowski. – Tak jest na zachodzie, gdzie trenują często całe familie, a weteran wyciąga na stadion wnuki. Dobry przykład działa. Niektóre wzorce są jak pomniki, choćby startująca u nas Ludwika Chewińska, której rekord w pchnięciu kulą osiągnięty w 1976 roku w Bydgoszczy do dziś nie został pobity. Albo Urszula Kielan, srebrna medalistka z Moskwy w 1980 roku w skoku wzwyż. Z jej doświadczenia mogą korzystać młodzi. Podglądać warto też oszczepniczkę Genowefę Patlę, wielokrotną mistrzynię Polski, a dziś rekordzistkę świata w kategorii +50.
Toruńskie zawody, a szczególnie panującą na stadionie atmosferę, chwalił Rudolf Kańtoch, niegdyś znany w kraju trener skoku wzwyż, tu startujący w trójboju sprinterskim.
– Biegnę boso, bo to daje stopie pełną swobodę, lekkość – tłumaczy. – Sport to zabawa na całe życie. Nie potrafię się zatrzymać.
Jego przemyślenia na temat właściwej diety przydałyby się niejednemu młodemu. – Pamiętam początki koksowania w polskim sporcie, widziałem przez lata tego skutki. A myśmy w latach 50. mieli sposoby naturalne. Pokrzywa, drogi panie, pokrzywa! Surówka z pokrzyw i pełne garście pietruszki do każdej potrawy. Dobra hemoglobina to podstawa, a chemia to samo zło.
Podczas memoriału padł nowy rekord Polski w skoku o tyczce. W kategorii +75 Edward Korolko skoczył 240 centymetrów. Poprzedni rekord został pobity aż o 30 cm.
– Jako siedemdziesięciolatek skoczyłem 280, myślę, że mimo upływu wieku jestem w stanie skoczyć jeszcze podobnie, a to już w mojej obecnej kategorii wiekowej byłby wynik na poziomie światowym – tłumaczy. – Niestety, z powodów finansowych nie pojadę ma Mistrzostwa Świata do Perth, ale za rok na halowe mistrzostwa w Korei zamierzam się wybrać. Do tego czasu może jakoś uzbieram pieniądze…
Najmłodsze pokolenie sportowców weteranów reprezentowała w Toruniu Patrycja Włodarczyk z Jaworzna, specjalizująca się w średnich i długich dystansach, mistrzyni Polski z 2003 roku w biegu na 10 000 metrów i na 3000 metrów z przeszkodami, utytułowana maratonka.
– Sprinty to nie moja specjalność, ale wystartowałam z prawdziwą przyjemnością. Dziś towarzyszę mamie, która przez lata jeździła ze mną na zawody, a dziś wzięła się ostro za bieganie – tłumaczy. – To jest właśnie najpiękniejsze w sporcie weterańskim, że szanse na sukcesy ma naprawdę każdy. Kiedyś mama była moim najwierniejszym kibicem, a dziś proszę… w kategorii +60 wygrała.
Pani Alicja Włodarczyk po ostatnim biegu oddała córce buty, bo biegła w pożyczonych, i boso ruszyła tanecznym krokiem odbierać medal.
– Naoglądałam się startów córki, oj naoglądałam przez lata. Aż wreszcie kiedyś sama spróbowałam i to od razu od 10 kilometrów – wspomina uszczęśliwiona Alicja Włodarczyk. – Nietypowym byłam rodzicem, bo jeździłam na wszystkie zawody, gdy córka była w liceum. Po całej Polsce. Kiedyś na trasie mistrzostw Polski w przełajach byłam szybciej niż ona, bo chciałam zobaczyć trasę i przewidzieć, co czeka córkę. Dzisiejszy występ był, przyznaję, trochę bez przygotowania. Potraktowałam to jak bieg do autobusu. Jakoś wyszło, jestem szczęśliwa. Za rok wystartuję w Mistrzostwach Polski Weteranów w Krakowie. Ale tam przygotuję się sumiennie. Trzy palce na sercu!