Jako pierwszy na olimpijskim stadionie zaprezentował się Rafał Omelko. Wynik 45,28 jest dobrym znakiem przed startem sztafetowym, ale żeby pobiec w finale olimpijskim tego dnia trzeba było uzyskać rezultat 44,49. To nie dość, że wynik lepszy od rekordu Polski Tomasza Czubaka i jak na razie powyżej możliwości naszego uzdolnionego czterystumetrowca.
Około godziny 1.00 czasu polskiego na bieżni zaprezentowała się Swoboda. Niestety nasza nastolatka narzekająca po biegu eliminacyjnym na ból barku zajęła w swoim półfinale 6. miejsce. Wynik 11,18 jest gorszym od jej rekordu życiowego, chociaż naszą wicemistrzynię świata juniorek trzeba pochwalić za zadziorność i odporność psychiczną, którą pokazała na tak wielkiej imprezie. Przyszłość jest niewątpliwie przed nią.
Słodko-gorzki smak miału dla nas eliminacje skoku o tyczce. O medale powalczy tylko jeden z naszych trzech muszkieterów tyczki. Piotr Lisek pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości 5,70 i wystąpi w finale. Niestety sztuka ta nie udała się Robertowi Soberze i Pawłowi Wojciechowskiemu. Pierwszy uzyskał w najlepszej próbie 5,60, a a drugi zaledwie 5,45.
Najważniejszym wydarzeniem sesji wieczornej tego dnia był dla nas start zawodników na 800 metrów. W końcu na tym dystansie mamy mistrza i wicemistrza Europy. I tu przyszło ogromne rozczarowanie. Wskazywany przez wielu jako faworyt do zwycięstwa w olimpijskiej rywalizacji Adam Kszczot zajął w swojej serii 3. miejsce i nie wszedł w ogóle do finału.
W wywiadzie udzielanym tuż po starcie TVP był załamany.
– Nie wiem, co się stało – mówił Kszczot Aleksandrowi Dzięciołowskiemu. – Nie mogłem przyspieszyć na ostatniej prostej. Nogi mi nie podały. To katastrofa.
Do awansu do finału zabrakło 0,05 sekundy.
W dużo lepszym nastroju może być Marcin Lewandowski. Nasz drugi zawodnik startujący na dystansie 800 metrów Marcin Lewandowski ustanowił w półfinale rekord sezonu. Na metę wpadł z rezultatem 1:44:56 i to on powalczy o olimpijskie medale.