Fot, Paweł Skraba
Fot, Paweł Skraba
Magdalena Fularczyk: Pasją do żagli zaraził mnie mąż
O ostatnim miesiącu, zwiększającym się zainteresowaniem wioślarstwem, pięknym, ale odległym wyjeździe do Tokio w 2020 roku oraz pasji dzielonej wspólnie z mężem (i trenerem w jednej osobie) z Magdaleną Fularczyk-Kozłowską, mistrzynią olimpijską z Rio de Janeiro w wioślarstwie rozmawia Tomasz Więcławski
Tomasz Więcławski
1 października, 2016 14:14

Minął ponad miesiąc od zdobycia przez Ciebie i Natalię Madaj złotego medalu IO w Rio. Miałaś chwilę, żeby odpocząć, bo wydaje się, że cały czas się z kimś spotykacie?

Spotkań jest dużo. Emocje cały czas są i im towarzyszą, bo są odnawialne. Na każdym spotkaniu, czy takim jak w Urzędzie Marszałkowskim, czy szczególnie w szkołach, wyścigi są oglądane po raz kolejny. Wtedy wszystko wraca. Wakacje były. Co prawda krótkie, bo sześciodniowe, ale na moich ukochanych Mazurach. Zregenerowałam się i wróciłam do aktywności z naładowanymi bateriami.

A jak wakacje na Mazurach to kolejne rodzaje aktywności czy wręcz przeciwnie – leniuchowanie?

Jak najbardziej aktywne wakacje. Pływaliśmy na żaglach, co wymaga trochę ruchu. Z rana jednak też codziennie starałam się pobiegać albo poćwiczyć. Sportowcem jestem każdego dnia – przez całe życie.

Czyli Magdalena Fularczyk po zakończeniu wioślarskiej kariery będzie mogła jeszcze reprezentować Polskę na IO w żeglarstwie?

No tak, ale nikt nie powiedział, że ja kończę karierę. Proszę nie uprzedzać faktów (śmiech). Żagle to moja pasja, którą zaraził mnie mąż. Lubimy w ten sposób odpoczywać. Z wody na wodę nas ciągnie. Chyba to nasz żywioł.

Widać podczas spotkań w szkołach, o których wspominałaś, że ten sukces napędza młodzież do większego zainteresowania wioślarstwem? To chyba najbardziej wymierny, poza medalem na szyi, sukces, który można by osiągnąć, dzięki waszemu triumfowi.

W naszym klubie – Lotto Bydgostii – wszyscy się śmieją, że wcześniej nie było takiego zainteresowania, a teraz dzieci same przychodzą i pytają o co chodzi w tych wiosłach. Przede wszystkim na takich spotkaniach widać teraz, że dzieci uważnie słuchają i są zainteresowane. Jestem tym zdziwiona, bo wcześniej bywało z tym różnie. Część dzieciaków miała takie podejście, że przyszła tu jakaś baba i się mądruje. Złoty medal zmienia trochę pozycję człowieka.

Tokio 2020 – to za daleko, żeby już o tym myśleć? Czy jest taki błysk w oku, że warto byłoby, jak Robert Sycz i Tomasz Kucharski, obronić tytuł mistrzyń olimpijskich?

Tokio to daleka sprawa. Cztery lata to szmat czasu. Zobaczymy, jak to się poukłada. Nie mówię jednak nie, bo nigdy nie wolno tak mówić. Trener jest obecnie w fazie układania planu na najbliższy sezon i najbliższe czterolecie. Zobaczymy co nam przedstawi i jak to wyjdzie.