Fot. Redakcja
Fot. Redakcja
Małachowski: Chcę powychowywać syna
Z mistrzem świata w rzucie dyskiem, mistrzem Polski z Bydgoszczy, faworytem ME i IO, Piotrem Małachowskim rozmawiamy o występie w krajowym championacie, rodzinie, wietrze sprzyjającym dyskobolom i dobrej postawie młodego Bartłomieja Stója
Dyscyplinę wspiera:
Tomasz Więcławski
29 czerwca, 2016 15:00

 

Tomasz Majewski dziś po raz ostatni wystąpił na mistrzostwach Polski w swojej karierze. Przegrał z dwoma młodymi wilkami…

Pamiętam jak kończyli karierę tacy dyskobole jak Olgierd Stański czy Andrzej Krawczyk i ja też z nimi wygrywałem. Wiem, że za dwa czy trzy lata Bartek (Stój przyp. red.) i Robert (Urbanek – przyp. red.) będą walczyli ze sobą jak równy z równym, a ja będę gdzieś z tyłu. Takie jest życie. To normalne.

Masz to już w głowie, że zbliża się koniec kariery?

Wiem, że jestem dyskobolem, który rzuca z dynamiki a nie z techniki. Na pewno ta dynamika z wiekiem będzie mi spadała. Nie czuję się starym człowiekiem, ale mam świadomość, że jestem zawodnikiem doświadczonym. Ja, Tomek Majewski i Marcin Marciniszyn jesteśmy w całym towarzystwie reprezentacyjnym najstarsi.

Tytuł mistrza Polski zdobyty, ale nie wyglądasz na szczególnie zadowolonego?

Wygrałem, ale wyszedł mi tak naprawdę jeden rzut. A warunki dziś dla nas były wymarzone. Wiało odpowiednio i mógł być śmiało rezultat powyżej 70 metrów. Rzucałem jednak z samej góry, a nie umiałem  użyć nóg. Nie wiem czym to jest spowodowane.

Ale na każdej imprezie mistrzowskiej za taki jeden rzut dostałbyś medal, a za sześć równych krótszych pewnie nie.

Oczywiście. Wolę oddać jeden rzut na 70 metrów niż sześć na 67 i zająć 4. miejsce.

Bartłomiej Stój pobił swój rekord życiowy w Bydgoszczy o kilka metrów. To coś niesamowitego.

On jako jedyny z nas wykorzystał warunki. To super. Ma tę umiejętność. Jest luźny i wie o co w tej zabawie chodzi.

Brakowało trenera na miejscu?

Na wszystkie mitingi jeździmy bez trenera. Na IO czy mistrzostwach Europy też będzie siedział kilkadziesiąt metrów dalej i ewentualnie jakimś gestem coś zasugeruje. Nie przyjdzie przecież i nie powie ci słowa do ucha.

Wracacie do ciężkiej pracy po mistrzostwach kraju.

Zobaczymy, chyba tak. To dobrze, że nie będziemy leżeć, a trenować.

W Spale będziecie?

Nie. W Warszawie. Mam rodzinę i chce powychowywać syna. To jest bardzo ważne. Bo nie może być tak, że liczy się tylko sport. Inni nie mogą cierpieć, gdy ja się gdzieś zaszywam czy wyjeżdżam. Zresztą bardzo mi rodziny brakuje wtedy i trzeba to wszystko umiejętnie poukładać.

Może syn będzie szedł w ślady ojca za jakiś czas?

Jak będziesz miał dziecko, to zapraszam, pouczę rzucania dyskiem (śmiech).

Jak twoje kolano? Nie doskwiera?

Wszystko jest dobrze, nie narzekam.

Przy rzucie na 68 trochę powiało? 

Tak, wiało cały konkurs. Ale nie umiałem tego odpowiednio wykorzystać. To jest jak z narciarzami. Jeżeli mamy pod wiatr, to siła noszenia w dolnej fazie jest bardzo ważna. Jeżeli dysk leci bokiem, to zamiast spadać płasko zostaje ściągnięty w lewą stronę powiedzmy. Ale to są niuanse, które niewielu cokolwiek mówią (śmiech).