Cztery lata temu jechał Pan do Londynu jako najmłodszy sędzia, w wieku 28 lat. Domyślam się, że już sama nominacja była w tamtym okresie dużym wyróżnieniem. Jak wspomina Pan poprzednie igrzyska?
Rzeczywiście poprzednie IO były dla mnie dużym wyróżnieniem na tamtym etapie mojej kariery sędziowskiej. Jechałem tam bardzo podekscytowany, bardziej jako, nazwijmy to w cudzysłowiu, „turysta”, który aż zachłysnął się tak dużą imprezą sportową. Dla sędziów hokeja na trawie IO to najwyższe wyróżnienie, najwyższy szczebel, na którym możemy sędziować. Samo wyznaczenia na tę imprezę było już dla mnie sporym wydarzeniem. W tej chwili, gdy już jadę do Rio, ta optyka się zmienia. Bardziej koncentruję się na pracy, którą muszę tam wykonać. Mam większe ambicje niż w Londynie.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Na pierwszych igrzyskach sędziował Pan trzy spotkania (dwa w grupie i mecz o 9. miejsce). Teraz chyba oczekiwania względem doboru meczów są większe.
Tak naprawdę nie chodzi o mecz konkretnych drużyn, tylko o to, aby te spotkania były interesujące. Na igrzyska jedzie dwanaście najlepszych zespołów na świecie. Każde połączenie tych drużyn w grupie może przynieść interesujący i zaskakujący rezultat. Może drobnym outsiderem będzie Brazylia, która do tej pory nie pojawiała się na arenie międzynarodowej, a wystąpi tam w roli gospodarza.
Jestem już na innym etapie swojej kariery i chciałbym sobie pewne rzeczy udowodnić. Pokazać, że jestem tu, gdzie jestem nie przez przypadek. Myślę, że to taka zdrowa ambicja, sportowy apetyt, który przez te ostatnie lata się rozwijał.
To, że jest Pan z kraju, który nie uczestniczy w igrzyskach i obecnie nie należy do światowej czołówki jest przeszkodą czy działa na pańską korzyść?
Pochodzenie, kraj, z którego się wywodzi sędzia może być pewnym utrudnieniem na samym początku kariery. Kiedy już się wejdzie na pewien poziom i jest się rozważanym w gronie najlepszych arbitrów na świecie, to akurat bycie z kraju neutralnego pomaga. Możemy być obsadzani przy każdym meczu na igrzyskach. Nie mamy takiego problemu, jak inni arbitrzy, przykładowo Niemiec nie może prowadzić spotkania, w którym gra drużyna niemiecka. Do Rio jedzie trzech sędziów z Australii, dwóch z Wielkiej Brytanii i mają oni utrudnione zadanie.
Pierwsze kroki w tym sporcie stawiał Pan jako hokeista. Co spowodowało przejście na drugą stronę?
Grałem przez sześć czy siedem lat w drużynach młodzieżowych w Poznaniu, w Warcie. W pewnym momencie trzeba było się zdecydować, czy ważniejsza jest dla mnie nauka, czy hokej. Nie byłem nigdy wyróżniającym się zawodnikiem. Byłem dość przeciętnym obrońcą. W momencie, gdy nadszedł czas matury i egzaminów na studia, hokej zszedł na dalszy plan. Kij odwiesiłem na dłuższy okres. Po roku, gdy już byłem na studiach, głód hokeja wrócił. Rozpocząłem karierę w zupełnie nowej roli – sędziego. O wiele bardziej się w tym sprawdzam i daje mi to więcej satysfakcji. Efektem po tylu latach są już drugie igrzyska olimpijskie.

To jest moja pasja. To jest coś z czego mam dużą satysfakcję. Przez całą moją karierę poznałem naprawdę wielu ludzi, którzy w tej chwili są moimi przyjaciółmi. Spotykamy się w wielu zakątkach świata, nie tylko przy okazji turniejów lub meczów hokejowych, ale jak jest okazja z rodzinami. Nie potrafiłbym zrezygnować z hokeja. Każdy człowiek powinien mieć chyba coś takiego, w czym się może realizować. Dla niektórych to jest praca, dla innych coś poza nią. Połączenie pasji z życiem rodzinnym to na pewno dobra mieszanka.
Szybko zaczął Pan sędziowanie i równie szybko zaczął wspinanie na coraz wyższy poziom. Jak w hokeju wygląda ta droga awansu?
Na szczeblu międzynarodowym funkcjonują listy, na które sędziowie pomiędzy poszczególnymi szczeblami mogą awansować. Ten najniższy, pierwszy, to szczebel zwykłych sędziów międzynarodowych, na który można się dostać po przesędziowaniu określonej liczby meczów na dobrym poziomie. Awans na kolejne szczeble, drugie, trzeci, czwarty, piąty, odbywa się na zasadzie obserwacji przez menadżerów sędziów. Na każdym turnieju mamy obserwatora, który dokonuje obsady z dnia na dzień i po turnieju dokonuje oceny oraz rekomendacji na przyszłość. One są analizowane przez Międzynarodową Federację. Jeżeli w przypadku niektórych sędziów pojawia się dobry trend, to federacja automatycznie podejmuje decyzję o przesunięciu z listy na listę. Czym na wyższej liście się znajduje, tym awans jest coraz trudniejszy.
Określona jest też pewna ranga turniejów, z których można uzyskać awans. Przykładowo, aby awansować na piąty poziom, ten na którym teraz jestem (jest na nim 14 osób), można tylko przez sędziowanie meczów mistrzostw świata i IO.
Sędziowanie na igrzyskach to największe wyróżnienie dla sędziego hokeja na trawie? Co jest tak wyjątkowego w tej imprezie?
To jest święto sportu. Jedynym wyjątkiem od tego może jest piłka nożna, w której ważniejsze są mistrzostwa świata. Federacje w tej dyscyplinie nie wysyłają najlepszych drużyn, bo jest ograniczenie wiekowe. Dla wszystkich innych dyscyplin igrzyska olimpijskie to największe wydarzenie sportowe czterolecia. Są oczywiście też MŚ, ale jednak złoto olimpijskie to marzenie każdego sportowca. Z tego względu udział w tej imprezie jest też nobilitujący i bardzo ekscytujący dla sędziów.
W CV ma Pan także dużo doświadczeń okołosportowych z innych dyscyplin.
Moja kariera zawodowa pozwoliła mi pracować przy dużych eventach sportowych m.in. przy Euro 2012 w Polsce i Ukrainie, przy Mistrzostwach Azji w piłce nożnej w Katarze i przez ostatnie cztery lata w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w Formule 1. Świadomie w tym roku podjąłem decyzję, że ta praca zejdzie na dalszy plan. Korzystając z oszczędności, które gromadziłem, mogłem sobie pozwolić na to, aby zaplanować sobie optymalną ścieżkę przygotowań do IO i skoncentrować się na hokeju. Zwłaszcza w ZEA, gdzie ta dyscyplina nie jest na najwyższym poziomie, takie przygotowania byłyby utrudnione.

Sporo wiadomo o tym, jak do występu na IO przygotowują się sportowcy, a jak do tego startu przygotowuje się sędzia?
My nawet, gdy nie ma roku olimpijskiego, co dwa miesiące musimy wysyłać wyniki testów sprawnościowych do federacji. Nasza kondycja jest na bieżąco monitorowana. Oprócz tego, przyjeżdżając na turniej, manager sędziów czy delegat technicznych może sobie zażyczyć dodatkowe testy kondycyjne, żeby potwierdzić, że wysyłane przez nas wyniki nie są wyssane z palca.
Dla sędziego, tak jak dla zawodników, najlepszym przygotowaniem jest rytm meczowy. To jest coś, czego nie da się zastąpić. Dlatego od stycznia do teraz starałem się zmaksymalizować liczbę spotkań, które sędziowałem i liczbę turniejów, na których się pojawiłem.
Do Rio wylatuje Pan 1 sierpnia. Do startu turnieju będzie jeszcze kilka dni. To będzie czas na chwilę wolnego, aklimatyzację czy jeszcze ostatnie przygotowania przed zawodami?
Wolnego raczej nie będzie. Ostatnie dni przed początkiem turnieju też będą bardzo intensywne. Mamy zaplanowane kilka odpraw technicznych, pracy na materiałach video. W hokeju funkcjonuje analiza video, jest od tego sędzia. Drużyny mają swoje challenge. Sposób podejścia, analizy sytuacji, aby wszystko pomiędzy naszą grupą sędziowską było spójne i jednolite też wymaga ostatnich ustaleń na miejscu. Nasze dyskusje toczą się już od jakiegoś czasu. Korzystamy z platform internetowych, na których mamy możliwość analizowania i komentowania klipów. Jednak spotkanie na żywo, twarzą w twarz, pozwoli ostatnie rzeczy dopracować.
Zawody hokeja trwają do 19 sierpnia. Jest szansa, że zobaczymy Pana jeszcze podczas ostatniego dnia turnieju?
Na pewno sędziowanie finału olimpijskiego jest marzeniem każdego sędziego. Co będzie to będzie. Najważniejszy jest pierwszy mecz. Na nim się teraz trzeba skoncentrować. Potem będziemy się koncentrować na dalszych. Niewłaściwe byłoby wybieganie w przyszłość i myślenie o ostatnim weekendzie turnieju.