Na razie dziennikarze z całego świata ekscytują się newsem: tenisowy dominator nie zamieszka w olimpijskiej wiosce (i powodem nie będzie wcale zbyt krótkie łóżko ani dwa sedesy w jednej kabinie). To znak, że zapowiedzi Serba, który raz wygrał, a raz przegrał walkę o brąz, należy traktować poważnie: na tych igrzyskach będzie chciał spłacić zobowiązanie wobec narodowych barw.
Andy Murray w Pekinie zamieszkał wśród swej brytyjskiej sportowej braci i – jak sam wspomina – bawił się świetnie, tyle że udział w olimpijskich zmaganiach zakończył w pierwszym meczu, przegranym z Tajwańczykiem Lu Yen-hsunem do sześciu i do czterech. W Londynie nie popełnił już tego błędu i – pomimo zmasowanej krytyki bulwarówek – wybrał wersję klasztorną, tzn. hotelową. Efekt? Złoto po wygranej z Rogerem Federerem, który w Rio także… zamieszka gdzie indziej. I też do kolekcji brakuje mu złota.
Tyle że Djoko ma na ten tytuł nie tylko największy apetyt, ale i największe szanse. W tym roku wygrał już pięć turniejów. Cztery twarde i jeden na ziemi. Na trawie nie przegrał od 2013 roku, od trzech pozostaje numerem 1 w rankingu ATP. Jutro (najprawdopodobniej) w ćwierćfinale turnieju w Rzymie sprawdzi go Rafael Nadal. Albo on Nadala.
Odkąd tenis wrócił do programu igrzysk, czyli od Seulu 1988, wygrane liderów rankingów nie były wcale takie oczywiste. W pierwszym finale Miroslav Mecir ograł Tima Mayotte (który w Wikipedii wyświetla się na czerwono), a wielki Stefan Edberg musiał zadowolić się brązem. Cztery lata później, w Barcelonie, Szwajcar (tak, tak Szwajcaria ma złoto w tenisie i nie zdobyło Roger Federer) Marc Rosset pokonał Hiszpana Jordiego Aresie, a wielki Goran Ivanisevic musiał zadowolić się brązem. Dopiero w Atlancie triumfował Andre Agassi, a brąz okazał się największym indywidualnym sukcesem aktywnego do dziś deblisty Leandra Paesa, który uciułał w ten sposób punkcik w klasyfikacji medalowej kraju z najgorszym dorobkiem medalowym w przeliczeniu na jednego mieszkańca, czyli Indii.
Dopiero ostatnie dwie odsłony igrzysk przywróciły stan zgodny z listami rankingowymi. Nadal w Pekinie, Murray w Londynie. Kto w Rio? Dla miłośników astrologii i niesłychanych zbiegów okoliczności wskazówka: w swoim pierwszym wygranym turnieju ATP, w holenderskim Amersfoort, Novak Djokovic 17 czerwca 2006 roku w finale pokonał chilijczyka Nicolása Massu. Mistrza olimpijskiego z Aten w singlu i w deblu. Jeśli to nie jest argument, to ja…
No dobrze, jeszcze jedno: podobno miasto Rio wisi Djoko jakieś pół bańki za pokazowy mecz, który rozegrał tam z Gustavo Kuertenem (brazylijski tenisista, który wygrał w plebiscycie na najbardziej niesamowity jęk na korcie – albo wygrałby, gdyby ktoś taki zorganizował). Wietrzę więc dobry interes. Novak wygra, a rada miejska Rio de Janerio wyda odezwę, że odebrał już swą należność. W złocie.