Pod koniec czerwca 2016 r. miały miejsce obrony moich seminarzystów. Kilka miesięcy ciężkiej pracy, trzy godziny obron, przewodniczący podaje wyniki, a potem „świeżo upieczeni licencjaci” podchodzą do mnie z pięknym upominkiem. To piłka do szczypiorniaka z ich podpisami.
Wiele osób wie, że jestem zakochany w szczypiorniaku. Piłkarze ręczni kojarzą mi się z niesamowitą walecznością. Oni mi pokazali, że zawsze warto walczyć do samego końca i nie ma sytuacji beznadziejnych. Karol Bielecki (dziś chorąży naszej reprezentacji olimpijskiej) w grze dla Polski stracił oko, a mimo to bardzo szybko wrócił do gry. Między innymi dzięki takim wzorcom przetrwałem obiektywnie najgorsze chwile w swoim życiu. „Zszedłem z boiska jako zwycięzca”, choć „przeciwnik brutalnie faulował, a sędziowie niesłusznie zsyłali na ławkę kar”.
Kiedy grają nasze reprezentacje czy Vive Tauron Kielce w Lidze Mistrzów nie jestem w stanie wysiedzieć w miejscu. Kiedy grają panie i panowie z orzełkiem na piersi „chodzę po ścianach”, a od czasu do czasu podzielę się swoimi emocjami w social media. Tak samo będzie podczas Igrzysk w Rio.
W turnieju olimpijskim zagra 12 drużyn, a kandydatów do medali jest więcej niż połowa. To wszystkie drużyny z Europy. W tym gronie widzę też nieobliczalny Katar. Choć atutem tej drużyny nie będzie „gospodarskie sędziowanie”, jednak trener Valero Rivera raz już udowodnił, że potrafi odpowiednio poukładać przeciętnych zawodników z różnych państw i z tego „multi kulti” zrobić drużynę walczącą o najwyższe cele. „Gospodarskie sędziowanie” będzie w tym roku atutem Brazylijczyków – parafrazując wielkiego trenera Bogdana Wentę: „Jeśli chcesz na imprezie IHF wygrać jedną bramką z gospodarzem, musisz być lepszy o sześć”. Zresztą już na poprzednim mundialu amatorzy z Brazylii zostawili po sobie dobre wrażenie, do ostatnich sekund walcząc o ćwierćfinał z utytułowanymi Chorwatami.
W powołaniach trenera Dujszebajewa jest kilka zaskoczeń. Jednak nie jestem kompetentny oceniać decyzji jednego z lepszych trenerów (a kiedyś zawodników) na świecie. Zresztą kogo zespół wygrał Ligi Mistrzów? Zresztą kto chce lepiej dla zespołu niż trener?
Trafiliśmy do relatywnie słabszej grupy, jednak w żadnym meczu nie będzie łatwo. Przytoczę z pozoru wypraną tezę: „Światowy poziom wyrównał się”. Wypraną? – ależ to akurat jest prawda. W przeciwieństwie do ostatnich igrzysk w tym turnieju olimpijskim nie ma „kelnerów” z Chin czy z Wielkiej Brytanii. Tutaj rośli Egipcjanie czy wspominani gospodarze mogą w naszej grupie namieszać. Pozostali grupowi rywale pochodzą z jeszcze „wyższej półki”. To nieobliczalni Słoweńcy (z dwoma „kielczanami” w składzie), Niemcy (mistrzowie Europy) oraz Szwedzi (no z nimi to akurat przeważnie sobie radzimy).
Prawdziwa gra zacznie się w ćwierćfinale. Tutaj Polska reprezentacja zagra najważniejszy mecz od 2008 roku. Nie zdziwię się jak o czwarty półfinał z rzędu, na wielkim turnieju, przyjdzie nam znów walczyć z Chorwatami. Wygraliśmy z nimi na mundialu w Katarze w 2015 r., ale o meczu z polskiego Euro chcemy wszyscy zapomnieć. Teraz nasza kolej!
Od niedzieli zamierzam „chodzić po ścianach”, pić hektolitry zielonej herbaty i na bieżąco dzielić się ze znajomymi swoimi emocjami. O tym, że mecze Polaków będą rozstrzygały się w ostatnich sekundach jestem więcej niż pewien, bo pokażcie mi choć jeden turniej, na którym było inaczej? Ale to, czy po raz pierwszy ujrzę moich sportowych idoli na olimpijskim podium proszę pytać „wróżbitę Macieja”.