Polska – Japonia 3-0 (25-22, 25-16, 25-23)
Polska: Kurek, Łomacz, Kubiak, Kłos, Mika, Możdżonek, Zatorski (l)
Japonia: Shimizu, Fukuzawa, Yamauchi, Fukatsu, Ishikawa,Dekita, Nagano (l)
Polacy grali od początku dość nerwowo, ale zdobywali punkty, bo rywale notorycznie mylili się z zagrywki. Zresztą to samo można powiedzieć i o naszych reprezentantach. Remis 6-6 zawdzięczamy w tej części meczu sprytowi na siatce Marcina Możdżonka i Michała Kubiaka. A na jednopunktowe prowadzenie wyprowadził nas asem serwisowym Mateusz Mika. 9-7 na tablicy wyników zrobiło się po punktowym bloku Karola Kłosa.
Nasz środkowy rozgrywał od początku dobre spotkanie, bo dorzucał także cenne punkty z ataku. Cały zespół czujnie grał na siatce – raz po raz blokując bądź wyblokowując ataki rywali. W ataku wszyscy reprezentanci Polski radzili sobie dobrze, a Grzegorz Łomacz rozrzucał piłki starannie, gubiąc często zupełnie blok rywali. Dołożyliśmy do tego dobrą zagrywkę i do stanu 16-11 wszystko układało się tak, jak przed meczem zakładaliśmy.
Najwięcej w pierwszym secie działo się na trybunach. Tam Japończycy po raz kolejny udowadniali, że umieją dopingować na podobnym poziomie, chociaż zupełnie w innej formie, jak polscy kibice. Czujny w bloku był Karol Kłos, ale rywale, dość nieszczęśliwie dla nas, wychodzili z wielu opresji obronną ręką. Widać było jednak wyższą jakość siatkarską naszego zespołu. W końcówce seta Mateusza Mikę na boisku zmienił Rafał Buszek.
W końcówce rozegrał się lider drużyny gospodarzy Yuki Ishikawa i Japończycy doszli nas na dwa punkty. Potem jednak popełnili błąd w tym elemencie i rezultatu 20-23 nie udało im się odwrócić. Ostateczny cios w pierwszej partii zadał rywalom Dawid Konarski, dla którego był to pierwszy atak w tym spotkaniu.
A na trybunach rozbrzmiewało znane z wielu miejsc na świecie „Gramy u siebie”. Polscy kibice w dalekiej Japonii też dopisali i wspierali dzielnie swoją drużynę. Ale na pierwszą przerwę techniczną w 2. secie schodziliśmy przegrywając 5-8. W naszą grę wkradło się nieco nerwowości, ale i rywale wskakiwali na coraz wyższy poziom.
Potem jednak Polacy znów uchwycili swój rytm i prezentowali się na boisku znakomicie. Ze skrzydeł w zasadzie się nie myliliśmy i w pewnym momencie z trzypunktowej przewagi Japonii zrobiły się cztery oczka na plus dla „biało-czerwonych”. Prowadziliśmy 14-10. Chwilę później nawet 16-10, ale rywale nie chcieli się przed nami położyć. Po przerwie technicznej zdobyli cztery punkty z rzędu i o czas poprosił trener Antiga.
Reprymenda poskutkowała i nasi zawodnicy zaczęli wykorzystywać swoją wyraźną przewagę fizyczną. Rywale nie byli właściwie w stanie przebić się przez nasz blok, a doskonale prezentował się w tym spotkaniu, podobnie jak w poprzednich meczach, Marcin Możdżonek. Nasz sztab szkoleniowy skorzystał znów z podwójnej zmiany, a na boisku pojawił się też zadaniowo na podwyższenie bloku Mateusz Bieniek. Zdemolowaliśmy rywali w tym secie wygrywając 25-16. Dość powiedzieć, że blokiem w dwóch pierwszych partiach zdobyliśmy 10 punktów, a rywale jeden. Patrząc na statystyki przeciwnicy w tym momencie przeważali tylko w oczkach zdobytych zagrywką.
Na pierwszą przerwę techniczną schodziliśmy prowadząc 8-6. O takich meczach jak ten, przynajmniej do tego momentu, mówi się, że są bez historii. Rywale walczyli, podbijali sporo piłek w obronie, ale nie byli w stanie nam ani przez moment zagrozić. Po prostu są zespołem słabszym, co było widać jak na dłoni. Nie powtórzył się scenariusz z ubiegłorocznego Pucharu Świata, gdzie męczyliśmy się z nimi bardzo długo, ostatecznie wygrywają 3-1. Trzeba jednak powiedzieć, że zespół z kraju „kwitnącej wiśni” prezentował się we wtorek lepiej niż w poprzednim meczu z Chinami, który w zasadzie zamknął im drogę na igrzyska. Z nami mieli nóż na gardle, ale ambicja w sporcie na tym poziomie to często za mało.
Wyrównana walka toczyła się do stanu 15-14 dla Polski, ale potem odjechaliśmy rywalom ponownie i wydatnie zbliżyliśmy się do występu w Rio. Trudno kogoś za ten mecz szczególnie wyróżnić, ale na pochwały zasługują na pewno Marcin Możdżonek, Bartosz Kurek i Michał Kubiak, którzy w zasadzie w tym meczu się nie mylili. Ale kłamstwem byłoby powiedzenie, że któryś z naszych zawodników w tym meczu zawiódł.