Fot. Marek Biczyk/newspix.
Fot. Marek Biczyk/newspix.
Stój: Mówią, że jadę na koksie. Ale nie!
Z niezwykle skromnym, szalenie utalentowanym i pracowitym dyskobolem Bartłomiejem Stójem, gwiazdą MP w Bydgoszczy w LA, rozmawialiśmy chwilę po konkursie i zdobyciu srebrnego medalu i ustanowieniu nowego rekordu życiowego na poziomie 64,64 metra.
Dyscyplinę wspiera:
Tomasz Więcławski
30 czerwca, 2016 17:30

Bijesz rekord życiowy o kilka metrów na samo zakończenie konkursu. Wierzysz w to, co się wydarzyło?

Jestem przyzwyczajony (śmiech). Na ME też pobiłem życiówkę o prawie cztery metry. Teraz nawet nie wiem o ile. Dalej jestem w szoku, nie wiem co się dzieje. Ale jest super. Wygrałem też zakład, ale nie powiem jaki. Niech to zostanie moją słodką tajemnicą.

Uwierzyłeś w to, że jedziesz na ME w Amsterdamu?

Nie wiem czy mnie związek puści, bo ponoć trzeba wskaźnik osiągnąć dwa razy, ale byłoby super. Dowiedziałem się też niedawno, że może być szansa na wyjazd na IO. W końcu wyszło. Nawet na treningach się męczyłem, ale leciało na ponad 60 metrów, a czułem to, że te rzuty nie są trafione. Dziś warunki pomagały. I odleciało (śmiech).

Jesteś jednym z przedstawicieli nowej fali w naszej LA. Przejście z kategorii juniorskich do seniorskiej rywalizacji masz bardzo płynne. Jak to robisz? Dysk jest przecież cięższy.

Nie wiem z czego to wynika. Przez ostatni miesiąc ćwiczyłem z trenerem Suskim w Warszawie. Mam nadzieję, że to dzięki temu. Po cichu powiem, że od jesieni zaczynam z nim współpracę na stałe.

Piotr Małachowski i Robert Urbanek są dla ciebie wzorem do naśladowania?

Na pewno. Na zawodach skupiam się na sobie i nie mam czasu ich podglądać, ale na treningach i owszem. Szczególnie Roberta Urbanka, który z miejsca rzuca 58 metrów.

Co dalej? Wszystko wywróciło się do góry nogami.

Plan na ten sezon był taki, żeby zdać maturę. I ona poszła mi dobrze. To najważniejsze. Chciałem się ustabilizować na poziomie 61 metrów. A, że jest ponad 64? (śmiech) Co ja mogę?

Już pokazywałeś wcześniej w tym sezonie, że jesteś w dobrej dyspozycji.

Tak. To już któreś zawody, w których nie schodzę poniżej 60 metrów. To bardzo cieszy. Za rok mamy tutaj, w Bydgoszczy, mistrzostwa Europy w mojej kategorii wiekowej i mam nadzieję, że stadion mnie poniesie.

Nie jesteś jeszcze znany fanom LA w Polsce. Powiesz coś więcej o sobie?

Nazywam się Bartłomiej Stój (śmiech). Trenuje w Stalowej Woli. Trenuję kilka lat. Niedługo dość. Nie wiem co się dzieje. Wielu mówi, że jadę na koksie. Ale nie. Przyznaję się, że nie (śmiech).

Talent to jedno, a ciężka praca drugie. Masz rezerwy treningowe?

Teraz trenujemy lekko, bo jest okres startowy. Ale chłopaki już mnie nastawiają na to, co będzie się działo w czasie zajęć z trenerem Suskim.

Na hobby jest czas?

Ostatnio nie ma na nic czasu. Aaa…, przypomniałem sobie, lubię jeździć samochodem. Dość szybko.

Teraz macie pozytywny ból głowy, bo musicie przestawiać plan na przyszłe tygodnie.

Rzeczywiście, nie zakładałem, że będzie szansa na występ na ME czy IO. Teraz muszę porozmawiać z moim trenerem i trenerem Suskim i zobaczymy, jak to będzie. Na razie najważniejsze będą zawody na Starym Kontynencie.

Wiele przykładów naszych, dzisiaj wybitnych, zawodników pokazuje, że otrzaskanie się na takiej imprezie może w przyszłości zaprocentować.

Na to liczę. Chcę bardzo pojechać do Amsterdamu i zebrać doświadczenie. Może nie będę tam walczył o medale. Zobaczymy. Jestem gotowy na wszystko.

Poprawienie dzisiejszego rezultatu o 4 metry daje medal na 100 procent.

Nawet koło złota mógłbym się zakręcić (śmiech).