Całe oświadczenie można przeczytać tutaj. Jak czytamy na samym początku, to odpowiedź na liczne uwagi na temat kwalifikacji zawodniczek do drużyny podczas zawodów Pucharu Świata i Turnieju Kwalifikacyjnego do IO. Od podstawowego składu odsunięto wtedy Karinę Liparską-Pałkę, która osiągnęła najlepszy rezultat w zawodach indywidualnych. O komentarz do ostatnich wydarzeń i odniesienie się do zarzutów postawionych w oświadczeniu poprosiliśmy trenera klubowego łuczniczki – Aleksandra Jabłońskiego (GROT Zabierzów). Szkoleniowiec w poprzednim roku otrzymał stopień trenera klasy mistrzowskiej łucznictwa. Na uznanie zasłużył ponad 40-letnią pracą w zawodzie.
W poniedziałek był dzień, w którym do Kariny Lipiarskiej-Pałki dotarły dobre i złe wiadomości. Zacznijmy może od tej dobrej. Spadł Panu kamień z serca, gdy okazało się, że Pana klubowa podopieczna pojedzie na igrzyska?
Tak. Co prawda oficjalnej informacji jeszcze nie dostałem, ale różnymi kanałami do tego dotarłem. Już zresztą jest to na stronie związku.
A brał Pan pod uwagę, że może pojechać inna łuczniczka?
W takiej atmosferze wszystko było możliwe. Naciski jednego z trenerów na innych ludzi w związku są tak duże, że nie można było tego wykluczyć. Potwierdziło to się również we wtorek, co widać po informacjach, jakie pojawiają się na różnych portalach, o wyborze kadry na ME Juniorów.
Wczoraj opublikowano także na oficjalnie stronie związku oświadczenie Działu Szkolenia Polskiego Związku Łuczniczego.
Już pisałem do tych panów o tym oświadczeniu. Wcześniej ukazało się ono bez podpisów. Dopiero później pojawiła się wersja z pieczątkami i podpisami, choć nie zmieniła się na nich data. Nie znam się na tyle na komputerach, ale dla mnie to manipulacja.
Trenerzy Jarosław Walaszek, Jan Lach oraz Kazimierz Kocik tłumaczą w nim decyzję o odsunięciu zawodniczki od składu drużynowego. Jednym z argumentów, którego używają są problemy zdrowotne łuczniczki, które miały być w tym wypadku powodem zmian w drużynie.
Rozmawiałem z łuczniczką na ten temat oraz z innymi zawodnikami, którzy byli na miejscu. Karina informację o tym, że nie wystartuje otrzymała dzień wcześniej. Na stadion wróciła, gdy drużyna już strzelała. Moim zdaniem powód był inny, co wynika też z zapisów dotyczących kwalifikacji. Wnioskuję też na podstawie długoletniej współpracy z trenerem Lachem, właściwie od początku, gdy założono sekcję w Żywcu. Trener wystawił do turnieju trzy zawodniczki z Żywca, bo gdyby drużyna wywalczyła awans, to pojechałaby właśnie trójka z tej drużyny. Zapis w tej sprawie był jasny. W ten sposób Lipiarska-Pałka nie weszłaby do składu na igrzyska.
W momencie, gdy łuczniczka dowiedziała się o tym, że nie wystartuje w drużynie, nie miała jeszcze problemów zdrowotnych?
Nie było wtedy problemów zdrowotnych. Wcześniej zawodniczka startowała w zawodach indywidualnych i nic się nie działo. Dopiero później pojawiły się objawy. Nie podam teraz dokładnej godziny, ale popołudniu udzielono jej pomocy ambulatoryjnej. To działo się już po starcie. W ostatnim czasie to druga taka sytuacja. Ja znam Lipiarską-Pałkę od 2002 roku, jeździliśmy na różne zawody i nigdy nic takiego się nie działo, ani w kraju, ani za granicą.
Trenerzy w oświadczeniu zwracają uwagę, iż Lipiarska-Pałka osiągała w drużynie najsłabsze rezultaty.
To jakieś nieporozumienie. Widziałem zapis mojej zawodniczki z zawodów drużynowych w Anglii. Karina wystrzelała tam w sumie 70 punktów. W ostatniej serii strzeliła przykładowo 18, a łącznie miały 50 punktów, więc pozostałe zawodniczki średnio miały po 16. Niech nikt nie opowiada takich bredni. Robiłem wyliczenia na podstawie danych ze strony zawodów i na pewno nie było tak, że inne łuczniczki strzelały lepiej.
Pana zdaniem łuczniczki miały szansę w innym składzie wywalczyć drużynowy awans na igrzyska?
W Turcji sprawa była bardzo problematyczna. Rożne rzeczy się tam działy. Najlepsze w kwalifikacjach były Niemki, ale potem wyleciały z turnieju z Estonią. Jak przyglądnąłem się naszej drabince po kwalifikacjach, to ten zespół miał szansę wejść do czwórki. Awans na igrzyska zapewniała sobie z kolei najlepsza trójka. Nie mogę powiedzieć, że łuczniczki strzelały w zawodach źle. Jak pisał w oświadczeniu trener, gdyby była jedna „9”, Polki walczyłyby dalej z reprezentantkami w barażu. Nie wiem, może poczuły się zbyt pewnie, bo dzień wcześniej z nimi wygrały. W sporcie różnie to bywa.
Moim zdaniem, a przyglądam się całemu cyklowi kwalifikacyjnemu, duże szanse mieliśmy na ubiegłorocznych Mistrzostwach Świata w Kopenhadze. Niestety decyzją trenera Lacha odsunięta od całego cyklu szkoleniowego została wtedy najlepsza polska łuczniczka – Justyna Mospinek. Chodziły pogłoski, że nie startuje, bo jest w ciąży. Owszem, zawodniczka była w ciąży, ale już po otrzymaniu decyzji o tym, że zostaje odsunięta, bo nie chce trenować w szkoleniu centralnym. Łuczniczka wiedziała, że może przekreślić następny sezon.
W oficjalnym oświadczeniu Działu Szkolenia Polskiego Związku Łuczniczego padają też inne zarzuty – „brak poważnego traktowania swoich obowiązków sportowca kadry narodowej oraz uwag trenerskich”.
A jak poważnie potraktował wszystkich trener Lach, usuwając w lutym ze szkolenia centralnego wszystkich zawodników trenujących w Żywcu? Jak chciał prowadzić zespół trener kadry, który miał jedną łuczniczkę, gdy reszta w tym czasie była w klubie w Żywcu? To ma być poważne traktowanie reprezentacji?
Jak Pana zdaniem może wyglądać współpraca Lipiarskiej-Pałki z trenerem Lachem, który podpisał się pod tym oficjalnym oświadczeniem? To jego nominowano na trenera kadry olimpijskiej, w tym wypadku jednoosobowej.
To już jest kuriozum totalne. Jak to możliwe, że trener, który walczy z zawodniczką, nie rozmawia z nią i nie pracował z nią przez ostatnie pół roku, będzie jechał z nią na igrzyska. To jest niezrozumiałe dla mnie. Właściwie nie ma mowy o żadnej współpracy.
Mógłbym dłużej mówić o tym, jak wyglądały relacje z trenerem Lachem, właściwie od 2009 roku. Już od wtedy szuka sposobu, jak całkowicie wyeliminować Karinę z reprezentacji. To nie jest zresztą pierwszy przypadek. Tak było z medalistką olimpijską Iwoną Marcinkiewicz, potem z Mospinek. Walczy z Lipiarską, aby mieć w reprezentacji zawodniczki ze swojego klubu. W 2015 roku zgłoszono ją na Puchar Świata w Kolumbii, po czym otrzymałem wiadomość, że jednak pojedzie tam inna łuczniczka. Tłumaczono to tym, że nie wzięła udziału w Grand Prix. Za zgodą trenera Lacha Lipiarska wzięła udział w eliminacjach, na kwalifikacje nie zdążyła, bo brała w tym momencie ślub. Potem trener mówił, że nic nie wiedział o ślubie, choć przecież wysłał na niego bukiet. Podobnych historii jest więcej. Wiele razy do niego pisałem na ten temat.
Może dobrym rozwiązaniem na przyszłość jest przygotowanie jasnych kryteriów wyboru zawodników, którzy pojadą na igrzyska?
Nie ma wątpliwości, że od tego trzeba zacząć. Tylko co z tego, skoro gdyby sporządzono takie kryteria, to stworzyłby je trener Lach, zaakceptował trener Walasek. To szkoleniowiec decydował najpierw o tym, że zawodniczki kadry powinny bezwzględnie uczestniczyć w szkoleniu centralnym, po czym łuczniczki ze swojego klubu z tego zgrupowania wycofał. To trener odpowiada za Dział Szkolenia w związku. Właściwie, gdzie nie spojrzeć, to on jest.
Czyli Pana zdaniem konieczne są zmiany personalne?
Tak, myślę, że to powinno odbyć się na walnym zebraniu już po igrzyskach. Dla mnie niezrozumiałe jest takie wrzenie w całym środowisku, także na portalach społecznościowych. Ja to wszystko czytam, ale nie włączam się w te dyskusje. Jeżeli mam do kogokolwiek pretensje, to pisze do niego bezpośrednio i próbuje to wyjaśnić. Wysłałem maile także w ostatniej sprawie, ale nikt mi nawet nie odpowiedział. Dla mnie to niejasne. Jak otrzymuje jakieś informacje, to z przecieków jakichś, a w takie wiadomości nie do końca wierzę. Docierały do mnie np. głosowanie o trenerze kadry było zupełnie inne. Jednak w zarządzie i komisji rewizyjnej duży wpływ mają osoby z Żywca, więc wybór nie mógł być inny.
Nie ukrywam tego, że w różnych kampaniach wyborczych współpracowałem z trenerem Lachem i wiem, jak on działał. Odwołał i powołał wielu prezesów w tym związku. Jego też w pewnym momencie zresztą odwołano. To trener decydował o wielu sprawach, także personalnych, na głosowaniach jego zwolennicy mieli większość, a reszta nie miała nic do powiedzenia
Na co stać polską zawodniczkę w turnieju olimpijskim?
Swego czasu wygrała kwalifikacje na Mistrzostwach Europy. W pojedynkach była trochę słabsza. Teraz na ME była dziewiąta. Na Pucharze Świata w Antalyi na turnieju w bardzo silnej obsadzie była dziewiąta. Bardzo trudno jest się przebić w światowym rankingu wyżej. W mojej ocenie turniej olimpijski jest jednak łatwiejszy. Startują tylko 64 zawodniczki, w bezpośrednich pojedynkach. Część z nich wywalczyła miejsce w strefowych eliminacjach. Jeżeli Karina załapie się do ósemki, to byłby to wielki sukces. W sporcie jednak wszystko jest możliwe. Na MŚ w 2009 roku w Ulsanie w Korei też początkowo nie była powołana. Wystartowała ze względu na rezygnację Marcinkiewicz, która powiedziała, że skoro Karina zdobyła MP, to ona powinna jechać. Wtedy wywalczyła tam czwarte miejsce. W tej chwili na pewno jest w najwyższej formie w Polsce. Potwierdziła to w cyklu Grand Prix. Były cztery rundy i wszystkie cztery wygrała. Najwyższe miejsce zajęła też w ME i w PŚ.
Wybiera się Pan do Rio de Janeiro, aby wesprzeć łuczniczkę?
Nie, nawet nie wiem, jakie byłyby możliwości i koszty takiego wyjazdu. Zresztą nie byłoby sensu, abym jechał tam i oglądał to w telewizji, a nie mógł wesprzeć zawodniczki. Na pewno na miejscu przydałoby się łuczniczce wsparcie, takie psychologiczne, aby wiedziała, że ma za sobą swojego człowieka do pomocy. W momencie, gdy jest z nią szkoleniowiec, który był ukarany dyskwalifikacją (początkowo 12 miesięcy, skrócone do 6) za niewłaściwie zachowanie na zawodach, na pewno nie czuje się komfortowo.
O komentarz w sprawie problemów zdrowotnych w Turcji poprosiliśmy też samą zainteresowaną. – Gdy przyjechałam na miejsce zawodów popołudniu dziewczyny już kończyły pierwszy drużynowy pojedynek. Trenerzy dopiero wtedy dowiedzieli się, że nie czuję się najlepiej, a skoro nie strzelałam w drużynie, to zdecydowałem się na skorzystanie z pomocy medycznej w trosce o własne zdrowie. W szpitalu zrobiono mi badania krwi, z którymi po powrocie w poniedziałek udałam się do lekarza. Ten zaś ocenił na podstawie wyników badania i objawów, które miałam, infekcję jelitowo-żołądkową. Taką informację wysłałam zarówno do szefa wyszkolenia jak i trenera Walaszka.