Fot. LEN European Aquatics Championships 2016
Fot. LEN European Aquatics Championships 2016
Trening. Olimpiada. Złoto. Piramida priorytetów Radosława Kawęckiego
Są sporty, do których Polacy - przy wszechobecnym kulcie piłki nożnej czy w pewnych kręgach siatkówki - podchodzą z przymrużonym okiem. W tym rola mediów, żeby w porę interweniować, bo warto przyjrzeć się też innym dyscyplinom. Proszę pozwolić, jedno słowo: pływanie. Jedno nazwisko: Kawęcki. Jeden cel: złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich.
Filip Kapica
1 sierpnia, 2016 10:07

Przepraszamy bohatera tekstu – to powyższe było potrzebne dla tych, którzy robili naprawdę wszystko, by o pływaniu nie słyszeć ani słowa. Bo nasz zawodnik to… absolutny top topów. A medal na igrzyskach to jedyna rzecz, której jeszcze nie zdążył dokonać.

Radosław Kawęcki nie bawi się w fałszywą skromność, woli walić prosto między oczy. Jest świadomy swojej wartości i dumny ze swojej pracy. Twierdzi, że trenuje jak absolutny szaleniec, niewzruszony ani porą roku, ani porą dnia i nocy. Zegar biologiczny na chwile staje w miejscu, bo ten prawdziwy – na ścianie – tyka bardzo szybko. Trwa już ostatnie odliczanie do startu igrzysk w Rio de Janeiro. Jeżeli go jeszcze ktoś nie zna – kilka suchych faktów z jego 25-letniego żywota.

– 2012: 4. miejsce w finale olimpijskim na 200 metrów stylem grzbietowym.

Jeżeli ktoś chciałby więcej – odsyłamy do Wikipedii, bo tak naprawdę… pozostałe rezultaty nie maja znaczenia (z kronikarskiego obowiązku, mimochodem 8 złotych i 2 srebrne medale na MŚ i ME na długim i krótkim basenie…). Kawecki wbił sam sobie do głowy jedno słowo – igrzyska. Znajomi śmieją się, że to już powód do zmartwień, bo facet nie robi absolutnie niczego innego. Je i trenuje, nic więcej, nie potrzebuje już nawet specjalnie interakcji z innym człowiekiem. Uparł się, że jeżeli ustanowi rekord świata – jego tata rzuci palenie. Absolutny cel minimum to pobicie rekordu życiowego w stylu grzbietowym, wynoszący 1:54,24. Bukmacherzy przyjmują na to naturalnie zakłady – w tym firma Fortuna, która ustaliła atrakcyjny kurs 5. A nasz rodzimy fighter naprawdę przekonuje, że dopnie swego…

Warto zresztą do tego wrócić – wymieniony wyżej czas ustalał już trzy lata temu w trakcie mistrzostw świata w Barcelonie. Konkurencja – 200 metrów stylem grzbietowym. Wynik? Srebrny medal i rekord Europy!  Podczas tych zawodów startował także na dystansie 100 m stylem grzbietowym, gdzie zajął dziewiąte miejsce i poprawił jednocześnie rekord Polski z czasem 53,82. Kilka miesięcy później, obronił tytuł mistrza Europy na dystansie 200 m stylem grzbietowym na basenie 25-metrowym.

Przygotowanie do igrzysk jest już na tyle szalone, że facet absolutnie stracił zainteresowanie czymkolwiek innym. W jego głowie nie ma miejsca na przewodniki, vademecum z wiedzy na temat Brazylii, zainteresowanie innymi dyscyplinami, które będzie mógł ewentualnie podziwiać z bliska w Rio. To nie wakacje, ani zielona szkoła. Tym bardziej turnus wycieczkowy. Do pracy potrzebne mu jedno narzędzie – ciało. I lokalizacja w postaci basenu. Przygotowanie ma wynieść absolutne 100 procent, więc już teraz trenuje po nocach. A sport już zna takie przypadki. Kobe Bryant też tak pracował podczas swojej koszykarskiej kariery. Naturalnie wygrywał NBA, a medal olimpijski… w ogóle bez żadnego trudu.

Pływanie to jednak dyscyplina indywidualna, więc tutaj dominacji tak wielkiej nie ma. No chyba, że mówimy o Michaelu Phelpsie, który na medale i rekordy miał absolutny monopol. Akurat na tyle absurdalny, że naprawdę ciężko doliczyć się jego wszystkich wyróżnień (na samych IO… 22 medale). Kawęcki stara się czerpać z nieprawdopodobnego Amerykanina. Przekonuje, że mają też podobne cechy… psychologiczne. Phelps zaczął pływać, kiedy w wieku 7 lat wykryto u niego ADHD. Kawęcki twierdzi, że również jest nadgorliwy. Do tego stopnia, że za czasów szkolnych wlepiono mu uwagę – bo przebiegł dystans większy niż oczekiwano od całej klasy. Uparł się, że po prostu ma jeszcze rezerwy.

Na szczęście – w odróżnieniu od Phelpsa – nigdy nie przysparzał wielkich problemów. Na pewno byłoby o nim głośniej, ale od kłopotów wolał trzymać się z daleka. Nie było zatem występów na miarę słynniejszego kolegi po fachu – Phelps ma w swojej kartotece jazdę po pijanemu. W pewnym momencie nie wytrzymała nawet krajowa federacja – zareagowała i zawiesiła go na trzy miesiące za palenie marihuany. Bo młodzi ludzie mogli się zresztą zastanawiać – jak taki wariat może mieć po prostu wszystko? I zabawę i sukces?

Kawęcki to w tym elemencie zupełna odwrotność, facet na ostatniej prostej przed spełnieniem największego marzenia, które wciąż miga przed oczami. Jak basen za basenem. Potem regeneracja, ścisłe przestrzeganie reguł dietetycznych. Nuda! I zero miejsca dla przypadku – wszystko zorganizowane tak, że w dzisiejszych czasach trudno się dziwić, że nie ląduje na jedynkach gazet. Wszystko co robi, traktuje nadzwyczaj poważnie…

Pamiętacie Piramidę Maslowa? Tę z życiowymi potrzebami, samorealizacją i tak dalej. Ten podpunkt może i pasuje, ale na tej Kawęckiego znalazłyby się tylko trzy pozycje: trenowanie, rywalizacja i wygrywanie. Ledwie dwa miesiące temu podczas mistrzostwach Europy zajął pierwsze miejsce na dystansie 200 m stylem grzbietowym. Na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro wystartuje w konkurencjach: 100 i 200 m stylem grzbietowym oraz w sztafecie 4 x 100 m stylem zmiennym. Patrząc na jego metody – jak tu nie wierzyć w medal? Sprawę pozostawiamy bez odpowiedzi – bo jako Polacy, znając już jego historię, chyba wszyscy wierzymy.