Fot. Paweł Skraba
Fot. Paweł Skraba
Walka o życie
„Zawodnik klasy średniej to ktoś, kto żyje z uprawiania sportu, a jego wyniki są, powiedzmy, klasy europejskiej. Jeżeli trenujecie już parę lat to wiecie albo przynajmniej się domyślacie, że nie każdy może zostać mistrzem. Wiem, że to brzmi brutalnie, ale dla większości zawodników szybsze zaakceptowanie własnych ograniczeń i zrozumienie możliwości może tylko pomóc w dalszej karierze. Zatem kiedy już uznacie, że drugim Boltem nie zostaniecie, pora na kolejny krok, a właściwie na wyższy stopień sportowego uświadomienia. Niekoniecznie trzeba zaraz lecieć do fabryki i odbijać kartę”.
Dyscyplinę wspiera:
Albert Duzinkiewicz
7 czerwca, 2016 15:31
W kategoriach: Aktualności Lekkoatletyka

To słowa Tomasza Majewskiego, podwójnego mistrza olimpijskiego, wypowiedziane gdzieś pomiędzy Pekinem a Londynem. Nasz ozłocony kulomiot, wówczas już mistrz, ale jeszcze nie legenda (dwukrotne indywidualne złoto olimpijskie daje przepustkę do galerii legend sportu – Majewski w Londynie został dopiero czternastym Polakiem, który tego dokonał), podzielił się z młodszymi kolegami własnym bogatym doświadczeniem. No bo jeśli spojrzymy na jego biografię, wyjdzie nam, że w 2004, roku olimpijskim, 23-letni zawodnik mógł znaleźć się na sportowym rozdrożu i dojść do wniosku, że drugim Boltem (choć Bolta jako takiego na światowych stadionach wtedy jeszcze nie było) nie zostanie. Został wówczas halowym mistrzem Polski, na halowych ME zajął 4. miejsce, ale na otwartym stadionie nie mógł sobie poradzić z osiągnięciem minimum olimpijskiego, które wynosiło 20,30 m. Zrobił to rzutem na taśmę, dopiero 31 lipca, dokładnie na dwa tygodnie przed rozpoczęciem igrzysk w Atenach i ówczesny przewodniczący PKOl Stefan Paszczyk w ostatnim momencie dopisał go do składu polskiej reprezentacji. W konkursie pchnięcia kulą w starożytnej Olimpii Polak z wynikiem 19,55 zajął dopiero 19. miejsce. Rozczarowanie. Klapa. Zawiedzione nadzieje.

Gdyby trafiło na kogoś innego, moglibyśmy mieć o dwa złota w dorobku medalowym mniej. Słabsza mentalnie wersja Tomasza Majewskiego mogłaby, wskutek braku sponsora, perspektyw, obniżenia stypendium, zakończenia studiów podjąć decyzję o zakończeniu kariery. O tym właśnie mistrz Tomasz Majewski pisał, zwracając się do młodszych kolegów: nie rezygnujcie przedwcześnie, zaakceptujcie swój rzemieślniczy poziom, stańcie się sportową „klasą średnią”, szukajcie sposobów na zorganizowanie i utrzymanie swej kariery. Bo nigdy nie wiadomo, w którym momencie osiągniecie życiowy sukces.

Lekkoatleci wciąż walczą o swoje Rio. Do uszu zadowolonych kibiców trafiają informacje o kolejnych wypełnionych minimach i poprawionych wynikach. Media interesują się przede wszystkim przetasowaniami w górnych połówkach list rankingowych. Tymczasem nie mniej ciekawie jest na samym dole.

Najlepsza wiadomość weekendu: podczas zawodów lekkoatletycznych w Białymstoku Malwina Kopron (rocznik 1994) w rzucie młotem pobiła rekord życiowy, a wynik 72,74 jest o ponad półtora metra lepszy od minimum (które musi jeszcze raz potwierdzić) i daje jej 19. miejsce na przedolimpijskiej liście rankingowej. Na tych samych zawodach minimum potwierdził młociarz Wojciech Nowicki i wskoczył do pierwszej ósemki najlepszych tegorocznych wyników na świecie. W tej dyscyplinie mamy więc nie tylko frontmenów, szeroką ławą idą za nimi coraz lepsi zawodnicy. Pięciu punktów zabrakło za to dziesięcioboiście Pawłowi Wiesiołkowi (rocznik 1991), świeżo upieczonemu mistrzowi Polski w wieloboju, do wypełnienia minimum na igrzyska. Pojedzie za to na Mistrzostwa Europy do Amsterdamu i tam poszuka swojej olimpijskiej szansy.

Swoją drogą, w sportowym być albo nie być o starcie na igrzyskach decydują centymetry albo sekundy. Urszula Gardzielewska w marcu pobiła swój rekord życiowy w skoku wzwyż, a wynosi on dokładnie tyle ile minimum olimpijskie, czyli 1,93 m. Adrianowi Świderskiemu zabrakło do tego 4 centymetrów. Czy kończący karierę trójskoczek zdoła zakwalifikować się na igrzyska?

Lista naszych lekkoatletów na Rio ustali się mniej więcej po lipcowych Mistrzostwach Europy w Amsterdamie. Nas, kibiców, emocjonują kolejne medalowe szanse, być może oklaskiwać będziemy awans do olimpijskiego finału. Jednak teraz właśnie wielu sportowców rozgrywa najważniejsze zawody, w których traci się albo zyskuje życie. Nawet jeśli to tylko sportowe życie.