Fot. Paweł Skraba.
Fot. Paweł Skraba.
Zróbmy sobie sukces…
W igrzyskach olimpijskich oprócz zawodników i drużyn startują też projekty. Bywa, że są one zakrojone na wielką skalę, jak choćby podczas olimpiady w Pekinie w 2008 roku. Projekt Chińczyków nosił nazwę „Wygrać klasyfikację medalową” , do której małymi literkami, oczywiście po chińsku, żeby nikt się nie zorientował, dopisano „za wszelką cenę”.
Dyscyplinę wspiera:
Dyscyplinę wspiera:
Albert Duzinkiewicz
18 maja, 2016 19:12

14 sierpnia 2008 roku, tuż przed finałowym wyścigiem na 200 metrów motylkiem pytanie było tylko jedno: Otylia Jędrzejczak czy Jessica Schipper? Tak, tak Maritt Bjoergen i Justyna Kowalczyk miały swoje poprzedniczki w kategorii: odwieczne rywalki. Rzeczywiście, obie panie dały z siebie wszystko, a Australijka nieznacznie wyprzedziła Polkę, mistrzynię olimpijską z Aten. Z tym że na obie faworytki od dobrych dwóch sekund na mecie, przecierając nieco zaparowane pływackie okularki, czekało już chińskie złoto z chińskim srebrem, czyli Liu Zige i Liao Liuyang. Co automatycznie zrodziło pytanie następne, idealne do zadania w kraju Konfucjusza: jak to się mogło stać? (w oryginale: 怎麼會這樣呢?)

Anglosasi udają, że chiński wcale nie jest taki trudny (akurat!) i kwestię wywalczenia przez Chiny 51 złotych medali, o 16 więcej od USA do dziś zbywają milczeniem. Może dlatego, że po angielsku nasze „To dla mnie chińszczyzna” brzmi „It’s all Greek to me”? Może dlatego, że na poprzednich igrzyskach rozgrywanych w Azji, w 1988 roku w Seulu dali się wyprzedzić nie tylko ZSRR, ale i NRD? Może dlatego, że nagły wysyp chińskich mistrzów nie kojarzył im się z sztuczną hodowlą brojlerów faszerowanych zmodyfikowaną genetycznie paszą? Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale czyż nie istnieją w Państwie środka sportowe kombinaty, w których skoszarowane dzieci uczą się pełnić sportową służbę ojczyźnie? Czy trener Ma Junren, którego pięć zawodniczek na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Stuttgarcie w 1993 roku poprawiło rekord świata na 3000 metrów, nie utrzymywał, że za tymi sukcesami kryje się starożytna chińska dieta oparta na krwi żółwia? I czyż jedna z tych zawodniczek, Wang Junxia (zresztą mistrzyni olimpijska z Atlanty na 5000 m), nie ujawniła, że trener „przez wiele lat zmuszał nas do zażywania dużej ilość niedozwolonych środków”?

Otylia Jędrzejczak w Pekinie szybko zdjęła swoje gogle i długo przeglądała w myślach listy startowe: może to dwie dziewczyny z trybun założyły kostiumy pływackie i wskoczyły do wody? O Liu Zige i Liao Liuyang dopytywali się nawet sportowi dziennikarze. Z Chin. Nieco inaczej było ze srebrną dwójką wioślarską, Gao Yulan i Wu Yu, które jedyny medalowy występ w karierze zaliczyły w Pekinie, a wcześniej na torze regatowym zajmowały się głównie odczytywaniem numerów startowych rywalek w od strony pleców, jeszcze w sierpniu 2008 roku zakończyły karierę. Istnieją też bardziej tradycyjne metody: wiadomo, że sędziowie boksu amatorskiego też żyć z czegoś muszą, więc zwycięstwo na punkty boksera Zhang Xiaopinga (no i takie nazwisko!), obijanego niemiłosiernie przez Irlandczyka Kennetha Logana da się jakoś wytłumaczyć (poza tym to chyba dobrze, bo w ten sposób eliminujemy ze sportu doping).

Chociaż… może czas polubić doping? Jako że świat się zmienia, w dziedzinie olimpijskich projektów czuć nowy powiew. Tracą one powoli narodowy charakter, przestają się udawać i opłacać. Dlatego, zgodnie z duchem czasu, trzeba to zjawisko ucywilizować. By nie odbierać sportowcom ich marzeń, należy utworzyć nową federację olimpijską. Ot, choćby Międzynarodowy Komitet Olimpijski „Meldonium”. Ambasador: Maria Szarapowa. Flaga: bryłka koksu w wieńcu liści marihuany na czerwonym tle. Hymn: „I got the Power” Snapa. Język urzędowy? Hmmm…