Brazylijczycy pokochali żeglarstwo? Wiemy, że są zafascynowani futbolem i siatkówką. W czasie regat odczuły Panie, że kibiców tego sportu w Ameryce Południowej jest sporo? Żeglarstwo nie jest dyscypliną dla wszystkich łatwą w odbiorze i zrozumiałą.
Żeglarstwo jest na pewno trudne do zrozumienia dla przeciętnego widać. Ale za każdym razem, gdy wspominałyśmy, że je uprawiamy, to wszyscy mówili: wow! (śmiech). Biorąc pod uwagę, że jest to sport skomplikowany, to ktoś potrafiący osiągać w nim sukcesy już na starcie robi wrażenie. Wiadomo, że ludzie którzy przechodzili ulicami Rio przyglądali się tym wyścigom. My będąc na wodzie nie mamy widowni. Nie wiemy, ile faktycznie osób nas śledzi. Będąc jednak na plaży jest to widowiskowe i ładne dla oka, bo można podziwiać wiele kolorowych, ścigających się ze sobą łódek. Taki widok robi wrażenie.
Te igrzyska pokazały, że bardzo cienka jest granica między sukcesem a porażką w sporcie. W waszej dyscyplinie najdobitniej przekonał się o tym nasz reprezentant w klasie RS:X – Piotr Myszka. Z Londynu przywieźliśmy dwa krążki zdobyte przez deskarzy, a teraz żeglarstwo medalu nie ma. Było jednak więcej kwalifikacji do wyścigu medalowego łódek. Jak ocenić ten start naszej ekipy? Żeglarstwo uczy pokory, a bycie w światowej czołówce powinno zaprocentować w kolejnych latach.
W naszej reprezentacji dzielimy się na deskarzy i łódkarzy. Windsurfing zawsze mieliśmy mocny, team liczny i silny. Ta konkurencja sama się rozwija. Co roku mamy w deskach sukcesy. Teraz trzeba się cieszyć, że łódki dołączyły do światowej czołówki. W Londynie tylko Mateusz Kusznierewicz z Dominikiem Życkim pływali w wyścigu medalowym. Teraz w najlepszej dziesiątce są załogi w dwóch klasach. Poziom więc podskoczył, a ostatnie cztery lata nie poszły na marne. Mam nadzieję, że teraz będziemy mogli przekazywać te informacje młodszym pokoleniom, że pojawią się załogi, które chcą pływać na poważnie i poświęcić się żeglarstwu, tak jak my. Wtedy, być może, będzie możliwość zbudowania takiej grupy jak w windsurfingu.
Powiedziała Pani, że zadecydowałyście o chęci walki o kolejne igrzyska. Wybiega Pani dalej w przyszłość? Chciałaby Pani po zakończeniu kariery zawodniczej zostać przy żeglarstwie, chociażby w charakterze szkoleniowca?
Na pewno jak najdłużej chciałabym być zawodnikiem. Statystyki z IO pokazują, że średnia wieku zawodników startujących w tej imprezie to ok. 32 lat. Złoty medal w Rio zdobył 55-latek. Wszystko więc przede mną (śmiech). Żeglarstwo można uprawiać bardzo długo. Potrzebne są pieniądze. Bez nich nie ma o czym mówić. Wiadomo, że im jesteśmy starsi, to jest to aspekt ważniejszy, bo musimy myśleć o przyszłości. Cały czas mnie do żagli ciągnie. Nie wiem jeszcze, czy będę chciała być szkoleniowcem. Nie wybiegam w przyszłość i nie dywaguję o tym, co będzie za 10 lat.
Pomysł dalszej kariery zawodniczej cały czas związany jest z tą samą klasą czy myśli Pani o jakiejś innej łódce?
Uwielbiam się uczyć. Żeglowanie na różnych łódkach daje mi sporo radości. Każda klasa ma swoje cechy charakterystyczne i trzeba się do niej przystosować, ale jest to bardzo ciekawe. Korzystam z różnych zaproszeń do udziału w regatach. Jeżeli chodzi o IO to decyzje o poszczególnych klasach olimpijskich mają zapaść w listopadzie. Bardzo możliwe, że będziemy musiały się przebranżowić. To byłoby kolejne wyzwanie. Trzeba walczyć, uczyć się.
Ostatnie miesiące i lata były bardzo intensywne. Po mistrzostwach Polski będzie chwila, żeby gdzieś wyjechać, odpocząć?
Głowę na pewno trzeba zresetować. Złapałam się po powrocie do domu, że brakuje mi treningów, pomimo zmęczenia organizmu. A może mam świadomość, że im dłużej się odpuści, tym potem trudniej wrócić do ciężkiej pracy? A tą jesienią i zimą trzeba będzie wykonać. Zarówno ja, jak i moja załogantka chcemy wrócić na studia. Dla mnie może to nie być łatwe, bo studiuje budownictwo na studiach magisterskich. Dostaję dreszczy, gdy pomyślę, że znów będę musiała się nauczyć całek (śmiech). Po prostu człowiek szybko zapomina. Głowa będzie musiała popracować w innej formie niż do tej pory. Trzeba mieć jednak inne pasje niż żeglarstwo, bo mógłby człowiek zwariować. Różnorodność jest na plus.
Budownictwo w kierunku jachtów i okrętów czy przeciwnie?
Niestety nie. Kiedy podejmujemy decyzje o studiach, to jeszcze nic nie wiemy o życiu. Jestem na budownictwie lądowym, związanym z konstrukcjami budowlanymi. Ten kierunek chcę skończyć, a potem moje myśli błądzą w kierunku „podyplomówki” z konstrukcji jachtów. Może załapię się do jakiejś stoczni i będę budować jednostki pływające, a nie wieżowce.
Pokazywanie żeglarstwa w czasie IO przeszło ewolucję i jest coraz bardziej widowiskowe. To może przysporzyć dyscyplinie nowych fanów.
Cieszę się, że moim znajomi, którzy dotychczas nie mieli styczności z żeglarstwem mówili, że faktycznie im się podobało. Tych relacji nie było wiele, a wyścig medalowy z naszym udziałem wyglądał ponoć fajnie. Ludziom się to podoba, jak pływają łódki. Poziom transmisji jest zdecydowanie wyższy. Kiedyś nie było takich możliwości technicznych. Teraz latają nad nami helikoptery wyposażone w kamery. Są mocne zbliżenia na to, co dzieje się w łódce. Mam nadzieję, że żeglarstwa będzie więcej w telewizji. Potrzeba też mądrych ludzi, którzy będą to potrafili widzowi wytłumaczyć, żeby wszystko zrozumiał. Wzorem może być Puchar Ameryki, dający impuls wszelkim innym transmisjom żeglarstwa. Ostatnie zawody tam rozgrywane pokazywane były na świetnym poziomie. Dobrze, że w czasie naszego wyścigu medalowego było trochę więcej wiatru i łódki płynęły szybko, a woda pryskała w każdą stronę. Prawda jest taka, że pływamy i przy słabym wietrze i dla samych żeglarzy niektóre z nich są, co tu dużo mówić, nudne (śmiech). Nie powinnam tak mówić, ale taki uprawiamy sport. Jako zawodnicy musimy się ścigać w każdych warunkach.
Możemy wyrokować, jakie warunki wietrzne będą w Tokio?
No, niestety dla nas, ponoć przeważają tam wiatry słabe. Ale w Rio też tak miało być, a trafił nam się sztorm (śmiech). Czasem ciężko to przewidzieć. Wszyscy będą się też zastanawiali, czy kitesurfiing powinien wejść już od igrzysk w Japonii do programu zawodów, bo przecież trzeba określonego wiatru, żeby w ogóle ten latawiec wzniósł się w górę.
Może sposobem na popularyzację dyscypliny byłoby także pokazywanie kulis waszych przygotowań. Te są niezwykle rozbudowane i ciekawe.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z naszej codzienności. Sprzęt lubi się często i gęsto psuć. Na wodzie potrafimy spędzać po kilka godzin w czasie wyścigów. Nie jest to prosta dyscyplina, bo po przepłyniętym dniu trzeba przejrzeć cały sprzęt i go ewentualnie naprawiać. Niektórzy zawodnicy spędzają nad tym całe noce. Kleją rzeczy, które odpadły z łódki. Jesteśmy dziewczynami, które potrafią wiercić i nitować.
Przyjdzie chwila na chociaż krótkie wakacje po tym ciężkim sezonie?
Obawiam się, że nie. Studia zaczynają się już w październiku. Chwilę wcześniej są MP. Zaraz po zawodach trzeba będzie założyć tornister i iść do szkoły. Przez cztery najbliższe lata może taki moment na chociażby dwutygodniowy odpoczynek się znajdzie. Powtarzam cały czas, że dopóki to co robię sprawia mi frajdę, to każdy dzień spędzony na wodzie jest małymi wakacjami (śmiech). Oczywiście poza dniami, gdy leje na nas deszcz i jest okrutnie zimno. Wtedy zawsze zastanawiam się, czemu nie uprawiam jakiejś dyscypliny na hali lub chociażby pływania, a ganiam w mokrej piance na deszczu. Poza tym to jest piękny sport.