Pierwsze wrażenia po wylądowaniu w Rio – to zderzenie z różnorodnością. Jest tutaj bardzo kolorowo i rzuca się w oczy zderzenie dwóch światów, czyli biedy i bogactwa. Do tej pory widziałem wielki hotel Sheraton na tle ogromnych połaci faweli. Ludzie są bardzo otwarci i życzliwi, a w wiosce olimpijskiej widać bardzo dużo włożonej pracy i pieniędzy.
Praktycznie wszystko jest przygotowane. Poza pokojami. Z niewiadomych przyczyn niektóre były zdewastowane lub po prostu brudne i niedokończone. Jednak już zostały dla nas doprowadzone do porządku. Wioska robi ogromne wrażenie, zwłaszcza stołówka przygotowana na 6000 osób, w której jednocześnie podawane jest różnorodne i bardzo dobre jedzenie. Mamy dostęp do banku, poczty, fryzjera, sklepu z pamiątkami, punktu Samsunga czy McDonald’sa obok hotelu. Do dyspozycji mamy również basen.
Na tor wioślarski musimy dojeżdżać 26 kilometrów, co wiąże się z podróżą trwająca około godziny. W jedną stronę. Jeziorko jest, co ciekawe, słone i bardzo „rozbujane”, więc trzeba się do tego przyzwyczaić. Pogoda dopisuje. Cały czas jest ciepło i słonecznie. Podobne są nasze humory. Jestem pod wrażeniem wioski olimpijskiej, jak i miasta oraz kultury latynoskiej, która zawsze mi się podobała.