Wieczór przyjazdu do wioski minął pod znakiem sprzątania, ale spodziewaliśmy się tego z wcześniejszych relacji kolegów, którzy byli w wiosce już przed nami. Patrycja Wyciszkiewicz poświęciła jeden ze swoich ręczników i na kolanach umyła podłogę w całym mieszkaniu. Sama wioska jest dość ładna i przyjemnie się spaceruje, ale kolejny zawód to jedzenie. Do pokojów się przyzwyczailiśmy i jest ok, ale jednak jedzenie to istotna sprawa dla sportowców.
Jak już ktoś ma dość jedzenia stołówkowego, to ustawia się w ok 30-40 minutowej kolejce do McDonalda i tam zaspokaja swoje potrzeby żywieniowe. Poza wioskę jeszcze nie wychodziłam, bo w zasadzie nie ma gdzie. Te turystyczne dzielnice są dość daleko i tam pojedziemy dopiero po naszym starcie.
Czas urozmaicamy sobie kibicowaniem na meczach siatkówki i piłki ręcznej. Zawsze stoimy pierwsze w kolejce po bilety. Ale już od dzisiaj zaczynamy czuć atmosferę startów i stres z tym związanych, więc kolejne dni spędzimy na odpoczynku w pokojach. Codziennie w Rio trenowałyśmy. Trzy dziewczyny z naszej sztafety biegły indywidualnie, a pozostała trójka w ten sam dzień biegała sprawdzian na 400 metrów na stadionie treningowym. Przygotowane jesteśmy na dobre biegi i oby się wszystko dobrze potoczyło i udało nam się awansować do finału.