Obóz w Szwecji to ostatni etap przygotowań do startu na IO.
Tak. Zgrupowanie w Szwecji zakończyliśmy we środę. Każda z nas miała okazję pojechać na kilka dni do domu. W niedzielę spotykamy się na ślubowaniu i wylatujemy do Brazylii.
Igrzyska Olimpijskie są imprezą czterolecia dla sportowców. Z jakimi nadziejami jedzie Pani do Rio?
Jeżeli jedzie się na igrzyska i przechodzi, wcale nie łatwe, kwalifikacje, to oczywiście każdy chce jechać po medal. Ze mną jest podobnie. W sportach walki wszystko jest możliwe, więc zobaczymy. Miejmy nadzieję, że się uda.
Zgrupowania, takie jak w Szwecji, wynikają z potrzeby sparowania z rywalkami z innych krajów?
Różnie federacje do tego podchodzą. Jedni trenują u siebie, a inni wyjeżdżają. My wybraliśmy ten drugi model – zgrupowanie międzynarodowe. Było w Szwecji kilka zawodniczek, które także przygotowywały się to startów. Niestety nie mamy w Polsce możliwości, żeby zdobyć aż tyle wartościowych rywalek do treningów. Mamy bardzo dobre juniorki, ale wiadomo, że cały czas ze sobą nie można trenować. Bardzo dobrze się znamy, spędzamy ze sobą dużo czasu na zgrupowaniach, więc trzeba nowych bodźców, kogoś innego, co wniesie coś nowego.
Jak wygląda Pani dyspozycja na kilkanaście dni przed startem olimpijskim?
Dwa tygodnie to dużo czasu. No, już teraz niecałe dwa tygodnie. Na razie jesteśmy po ciężkim zgrupowaniu. Dużo walk stoczyłyśmy. Teraz przyjdzie czas na regenerację, odpoczynek i robienie wagi.
Kto będzie w Pani kategorii wagowej w Rio najmocniejszy?
Do złota typuję trzy dziewczyny – Amerykankę, Japonkę i Szwedkę. Wszystkie pozostałe zawodniczki są bardzo wartościowe i każda z każdą może wygrać. Będzie bardzo ciężko i wyrównanie. Mogą decydować pojedyncze punkty i ostatnie sekundy walki. W naszym sporcie jest niestety tak, że jedna przegrana walka może zadecydować o tym, że odpadniesz z turnieju. Jeden popełniony błąd w końcówce może odebrać marzenia o dobrym rezultacie. Trzeba mieć dużo szczęścia i być dobrze przygotowanym taktycznie i psychicznie, a wtedy spokojnie można powalczyć o medal.
Zapasy to sport trudny dla kobiet. Skąd decyzja o związaniu swojego życia z tą dyscypliną sportu?
W przeszłości zaczynałam od innej dyscypliny. Trenowałam w klubie Samuraj w Mikołajkach ju-jitsu. Ale tam sytuacja była mało przyszłościowa, więc zdecydowałam się na zmianę. W naszym regionie nie ma wielkiego wyboru. Rzadko zdarza się, żeby ktoś trenował coś poza żeglarstwem. Miałam więc do wyboru zapasy w Rynie lub taekwondo w Giżycku. Wybrałam zapasy.
Jakich cech charakteru wymagają od zawodnika zapasy? Trzeba być „zadziorą”?
Zadziorność niewątpliwie jest potrzebna. Trzeba jednak znaleźć złoty punkt. Nie można przesadzać. To sport, w którym trzeba dużo myśleć, a czasu na podejmowanie decyzji nie ma wiele. Trzeba być zadziornym, ale i umiejętnie wykorzystywać sytuację w walce poprzez swoje opanowanie. Każdy zawodnik ma swoje dominujące cechy fizyczne i psychiczne. Każdy zapaśnik różni się od drugiego.To indywidualna sprawa.
Co cztery lata o zapasach mówi się więcej. Ale jaka jest codzienność zapaśnicza? Z tego sportu można żyć?
Wiele osób rezygnuje ze swojej przygody z tą dyscypliną ze względu na finanse. Jeżeli nie zdobywa się medali na mistrzostwach Europy czy mistrzostwach świata lub nie ma się takiego komfortu jak ja, że jest się w wojskowym zespole sportowym, to jest zapaśnikom bardzo ciężko. Chłopaki mają jeszcze dodatkowy przypływ gotówki bo walczą w lidze niemieckiej, ale u kobiet jest gorzej. Trzeba być numerem jeden i potwierdzać to na kolejnych imprezach. Miejsce w ósemce gwarantuje stypendium, ale jest ono przyznawane tylko na rok. W razie kontuzji wszystko się wali.
W Pani przypadku to wojsko jest punktem stałym w życiu, oparciem.
To daje zabezpieczenie i spokój. Mogę się skupić tylko na zapasach. Wiadomo, że chcę jak najlepiej, ale różnie bywa. Czasami zawody nie wyjdą. Mam zabezpieczenie w postaci etatu w wojsku i mogę się przygotowywać do kolejnych zawodów. To duży komfort.
A inne zainteresowania? Jest na nie czas?
Niewiele. Ciężko jest. Bardzo lubię jeździć na snowboardzie. Ale przygotowania mi to uniemożliwiają. Przez ostatnie cztery lata nie mogłam nigdzie wyjechać i poszusować. Na takim wyjeździe wiele może się wydarzyć i pokrzyżować plany sportowe. Mam nadzieję, że po Rio przyjdzie czas na odkurzenie tych zainteresowań.
Po IO więc wyjazd w góry i szusowanie na stoku?
Zobaczymy jak to się poukłada. Rok po IO będzie spokojniejszy, przeznaczony na regenerację. Od dziesięciu lat nie miałam dłuższej przerwy i spokoju. Jak nie w juniorkach to w seniorkach się przygotowywałam do zawodów. Trzeba będzie odetchnąć.