Na chwilę oddaliśmy głos sportowcowi, który na igrzyskach w Rio nie wystąpi, choć wielu jego rodaków tego oczekuje, ale podobno woli przepracować okres przygotowawczy do nowego sezonu Primera Division z Realem Madryt. Cristiano Ronaldo wypowiedział te słowa po pierwszym meczu Portugalii na francuskich stadionach, zremisowanym z Islandią 1:1 i chyba lepiej, żeby zajął się tym, w czym dobrze mu idzie, czyli grą w piłkę. O tym, że nie należy rzucać słów na wiatr, przekonał się po trzecim meczu z Węgrami, w którym piłkarskim kunsztem i dwiema bramkami zapewnił swej drużynie… remis 3:3. Z Węgrami, którzy dla niego zapewne niewiele różnią się od Islandii. W ten sposób Portugalia z wielkim goleadorem stała się pierwszą drużyną w historii tych rozgrywek, która awansowała do fazy pucharowej nie wygrawszy ani jednego meczu. Podsumowując: Ronaldo po bramce na 3:3 cieszył się z remisu nie mniej niż Islandczycy z bramki na 1:1 tydzień wcześniej.
Jeśli Ronaldo dziwił się radości Islandczyków z remisu, to tylko dlatego, że nie słyszał, jak ci cieszą się z wygranej. Gdy Ronaldo szalał z radości po 3:3 z Węgrami, piłkarze z wyspy Wikingów w ostatniej akcji strzelili gola na 2:1 z Austrią, a ich komentator… Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał, koniecznie musi to zrobić. Znajdziecie ją pod adresem:
– i niech się nikt nie tłumaczy, że nie zna islandzkiego. Język emocji zna każdy, kto kocha sport.
Szanowny Panie Cristiano, jest Pan niewątpliwie galaktycznym piłkarzem, ale warto od czasu do czasu odwiedzić Ziemię. Pańskim zdaniem, sportowcy z Islandii mogliby mierzyć się co najwyżej z reprezentacjami europejskich miast o podobnej liczbie mieszkańców (na przykład w grupie z Bydgoszczą, Bari i Saint Etienne), a jeśli już wyjdą na murawę w meczu z Portugalią, powinni położyć się przed Pana majestatem i poprosić o najniższy wymiar kary, czyli zaledwie cztery bramki, i pozwolenie na trafienie honorowe. Ale tak to nie działa. W sporcie każda mentalność zawodnika, który dokonuje niemożliwego, jest wielka.
Pewnie Pan tego nie przeczyta, ale na wyspie, która oprócz gejzerów i wulkanów słynie z pierwszego parlamentu w dziejach Europy, srebrny trójskoczek z Melbourne Vilhjálmur Einarsson, brązowi medaliści z Los Angeles i Sydney: judoka Bjarni Friðriksson i skoczkini o tyczce Vala Flosadóttir oraz długaśna lista pięknych islandzkich nazwisk (których nie wyliczę, bo by mnie naczelny posądził o zawyżanie wierszówki) składająca się największy dotychczas odlot w dziejach islandzkiego sportu – srebrny medal szczypiornistów w Pekinie, są absolutnymi bohaterami narodowymi. Dlaczego? To proste: przyjęło się o małych nacjach mówić z lekceważeniem, więc małe nacje uwielbiają zagrać na nosie wielkim tego świata.
Piłce nożnej i igrzyskom wyraźnie nie po drodze. Dlatego jedyny news z Euro, który może pasować do 5kółek, brzmi: Zlatan Ibrahimović, po odpadnięciu Szwecji w fazie grupowej turnieju bez choćby jednego jego gola ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery. A miał być największą gwiazdą piłkarskich zmagań w Rio de Janeiro.