Fot. MAREK JANIKOWSKI/newspix
Fot. MAREK JANIKOWSKI/newspix
Wszystko w rękach Agi
Agnieszka Radwańska będzie najjaśniejszą polską gwiazdą Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Niezależnie od tego, czy zdobędzie medal, czy nie.
Dyscyplinę wspiera:
Albert Duzinkiewicz
23 maja, 2016 17:35

Nasza sportsmenka od lat budzi ogromne emocje. Ponieważ szeroko komplementowany przez wytrawnych znawców tenisa jej styl, tyleż piękny, co często niewytrzymujący konfrontacji ze stylem „Wrzuć mi coś na rakietę, a zabiję”, który prezentuje choćby Serena Williams, nie zawsze przynosi jej sukcesy, dorobiła się ogromnej rzeszy zwolenników i ogromnej rzeszy przeciwników. Choć pośród tych ostatnich sprytnie zakamuflowało się mnóstwo ordynarnych hejterów, którzy nawet po wygranej w finale w Rio z Sereną 6:0 6:0 napluliby na Agę za to że w każdym z setów po dwa gemy wygrała do piętnastu, a nie do zera, a jedną z piłek posłała w szesnastomilimetrowy aut.

Młodsza z sióstr Williams pozostaje największym tenisowym przekleństwem starszej z sióstr Radwańskich. Może się to do igrzysk zmienić, ale raczej się nie zmieni. Wprawdzie pojawiły się obliczenia, że po rozpoczynającym się właśnie turnieju Rollanda-Garrosa w Paryżu może nawet dojść do osiągnięcia przez Agnieszkę statusu numeru 1 w rankingu WTA. Nawet jeśli nie wygra całego turnieju. Sama Radwańska wolałaby zapewne swój pierwszy wielkoszlemowy triumf niż przejściowe królowanie na listach. Ale i jedno, i drugie musiałoby się wiązać z pokonaniem Sereny Williams. Z tym, że zawsze może tego dokonać kto inny. Rzućmy okiem na drabinkę.

Na przykład Wiktoria Azarenka. Albo Wenus Wi… No, nie. Albo Madison Keys. Albo Timea Bacsinsky. Hmm… Mało prawdopodobne, Serena ostatnio jeśli odpada (bo odpada), to w finale. A i po naszej stronie nielekko: Garbinie Muguruza czy prawie pewna w półfinale Simona Halep. Jeśli Aga chciałaby dokonać czegoś wielkiego przed igrzyskami, musi brać sprawy w swoje ręce.

Malkontentom chciałbym przypomnieć, że Agnieszka Radwańska osiągnęła w tenisie sportowy poziom nieosiągalny dla jakiegokolwiek Polaka czy Polki przed nią i nie sądzę, by i po niej ktoś taki się prędko pojawił. Jeśli chodzi o rozpoznawalność i rozgłos, a tę zapewniają tylko najbogatsze dyscypliny, porównywać z nią można jedynie Roberta Lewandowskiego i Marcina Gortata. No, ale oni, w przeciwieństwie do naszej tenisistki, do Rio się nie wybierają.

Agnieszka Radwańska na igrzyskach wystąpiła dwa razy. W Pekinie odpadła w drugiej rundzie po meczu z Francescą Schiavone, w Londynie, gdzie wiązaliśmy z nią szczególne nadzieje po finale Wimbledonu, już w pierwszej rundzie musiała uznać wyższość Julii Goerges. W kraju nie pozostawiono na niej suchej nitki, posuwając się nawet do stwierdzenia, że nie chciała się zbyt obciążać w trudnym sezonie. Krzywdząca opinia.

Problem polega na tym, że turniejowa filozofia Radwańskiej opiera się na umiejętnym rozkładzie sił. Od 2012 roku przekonała się, że to się nie zawsze sprawdza, stąd jej nierzadkie porażki ze słabszymi zawodniczkami na początku turniejów. Na igrzyskach dochodzi często motywacja związana z reprezentowaniem barw narodowych, dlatego wielka mobilizacja przeciwniczek przed meczem z utytułowaną tenisistką. Często zaczynają tak, jakby grały w finale, więc w tym roku Aga musi zacząć od wysokiego C. To być może ostatnie igrzyska w jej karierze, a już raczej na pewno ostatnie, w których zagra jako zawodniczka z pierwszej trójki rankingu WTA.